Strona Główna Honda NX 650 Dominator
Forum użyszkodników NX 650 i silnikopodobnych :)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat
Wyprawa do demoludów przez araby - relacja z podróży
Autor Wiadomość
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-09-10, 15:14   Wyprawa do demoludów przez araby - relacja z podróży

TEMAT O PRZYGOTOWANIACH DO WYPRAWY:
http://hondadominator.pl/...der=asc&start=0

Trochę już minęło, ale w końcu mam chwilę żeby założyć temat. Jednak nie mam za dużo czasu na pisanie, dlatego nawet nie będę się starał streszczać i napiszę jak leci. No to od początku.
Pierwszy dzień wyprawy rozpoczął się od utrudnień i opóźnień, szkoda gadać ogólnie. Dojechaliśmy ledwo pod granicę polski i to o północy. Jako że mieliśmy jeszcze internet z mojej komórki masza poszukała nam homestay’u i w sumie był dosyć tani bo tylko 28zł – zupełnie jak w Gruzji. Położyłem się prawie o 1 w nocy myśle troche się wyśpie, a gdzieee tam nie było szans - o 6:30 przyjąłem buta w głowę od Maszy, nie ma spania wstajemy, już o 7 jechałem półprzytomny bez kawy dobrze że chociaż buty zdążyłem bo bym nogi charatał przy zmianie biegów. Po drodze gdzieś tam zamówiliśmy kawę i coś jedliśmy, zrobiliśmy szybkie obsługi techniczne w moto typu smarowanie łańcucha, jeszcze dotankowaliśmy do pełna i w drogę. Na słowacji nie ma takich autostrad co w polsce ale za to są ładniejsze, trochę górskich przełęczy, fajne zakręty, klimatyczne wioski itp. Węgry już raczej obszerne równiny chociaż też się zdarzyło trochę lasów. W ogóle przejazd przez granice tych krajów wygląda tak że dopiero po iluś kilometrach orientujesz się że zamiast slavków słovików nagle wszędzie pisze jakieś ege szege. Dopiero na granicy rumunii poprosili paszporty żeby sobie na nas kuknąć czy to my. Rumunia to już znowu góry, ale już nie takie mroczne iglasto zalesione, bo tam coraz cieplej, im bardziej na południe, coraz bardziej sucho itp, czuć to wyraźnie w miarę pokonywania kolejnych krajów, 28 stopni, potem 30, granica z bułgarią to już 33. W ogóle trafiliśmy pogodę aż za dobrą, bo ja jadąc takie 100kmh się pociłem na krótkich, a masza to nawet - uwaga - zdjęła pierwszą warstwę kurtki! Serio pełne słońce było cały czas zero chmurki. W ogóle to super jest tak śmigać moto, patrzeć jak zmienia się krajobraz, z ciekawością co będzie dalej za rogiem (długi łuk w którym można się pięknie pochylić :) W ogólew wycieczki motocyklowe to coś wspaniałego. Mamy na kierownicy kamerke gopro i filmowaliśmy niektóre momenty z jazdy. Skleiłem je w całość na laptopie, link będzie poniżej. No ale wracając, drugiego dnia przejechaliśmy 860km, znowu noc nam się zrobiła, gdzieś na początku rumunii, więc trzeba było szukać noclegu. Tym razem masza stwierdziła że tym razem pociśniemy na bogato i zalogowała nas w przydrożnym hotelu ileś tam gwiazdek, takim w którym zatrzymują się na noc niemcy podróżujący na swoich potężnych BMW R1200GS. Postawiliśmy naszego dominatora z tyłu hotelu żeby wstydu nie było jak się obudzą niemcy i przypięliśmy naszym mega grubym łańcuchem do stalowego płotu. Rano powtórka z rozrywki - kopniak w ryj o 7:00 i już przed 8mą byliśmy rozpędzeni do prędkości trzycyfrowej. W międzyczasie zatrzymaliśmy się na moją ulubioną rumuńską szamę - ciorba de burta - flaki żółtej w zupie czosnkowo-jakiejśtam ze śmietaną. Niedługo później, jakieś 280km (heh dla nas to tyle co nic), już przejeżdżaliśmy przez granicę bułgari, a potem już prościutko do sofii 250km szybko łyknęliśmy. Po drodze kawałek bardzo fajnych górzystych zalesionych terenów, serpętyny, agrafki, stromy uphill downhill, ja bardzo lubię takie rzeczy masza w sumie też (jak nie musi prowadzić heh). W końcu dojechaliśmy do brata maszy, bo mieszka w sofii. Przyjął nas do dużego pokoju z torbami i udzielił wszystkiego co się dało, aż za dużo bo płacił za wszystkie zakupy restaucje i nawet za piwa maszy (o zgrozo), a wystarczyłoby miejsce do spania i kibel do sr..szczania. Posiedzieliśmy w sofii dzień, pierwszy raz się wyspałem kiedy masza już z bratem tam działali, jak wstałem około 10tej do nich dołączyłem i poszliśmy na miasto - kilka fajnych miejsc, piwko, do tego małe bułgarskie przysmaki ze sklepu i park. W międzyczasie była jeszcze restauracja, picie piwka. Po powrocie zrobiliśmy jeszcze kolejne obsługi techniczne motura (dolewki oleju, łańcuch, skorygowanie napięcia wstępnego sprężyny amortyzatora) żeby nie trzeba było robić rano. Poszliśmy spać około 23ciej ale już się nie wyspałem tak dobrze, bo co prawda rano kopa na pobudkę nie przyjąłem ale trzeba było wstać jakoś 8 czy 9ta, szybka kawa i jajówa od brat brata maszy i w drogę - kierunek teraz już turcja. Droga z sofii do istanbulu była zaskakująca, absolutnie 100% autostrada. Mimo że masza mówiła żeby jechać ekonomicznie, tj. 95-100km/h dojechaliśmy dość sprawnie i bez większych komplikacji. Jedynie na granicy musieliśmy otwierać kufry, wykupić ubezpieczenie na moto, zeszło nam ponad pół godziny. Zanotowaliśmy też rekordowo niskie spalanie - 4,5l/100km, gdzie pozostałą drogę nam wychodziło zwykle takie 4,9-5,1. Chyba mieliśmy tym razem lekki wiatr w plecy. Dojechaliśmy w końcu do istanbulu, pod sam hostel, przypieliśmy motur łańcuchem i poszliśmy się zalogować. Oczywiście nie mieliśmy jeszcze żadnych lirów, a euro nie chcieli, więc masza wysłała mnie na misję na marsa - poszukać bankomat i przynieść kase. Łaziłem po mieście pół godziny albo więcej zanim znalazłem jakiś bankomat, a masza w tym czasie stresowała że nie wróce, bo na pewno już jakiś terrorysta podłożył pode mnie bombe. Serio coś ta masza stresująca ostatnio. Zalogowaliśmy w tym hotelu i jeszcze na wieczór poszliśmy troche na miasto, mała szama z lokalnej jadłodajni, potem sklep i specjały typu Ayran - turecki jogurt, taki kwaskowo śmietanowy coś jak u nas naturalny ale bardziej słony i sfermentowany (grzyby pleśniowe? hmm) no i lemoniada, bo nawet mi zasmakowała. Wróciliśmy do hostelu i siedziałem, sklejałem fragmenty jazdy z kamerki (maria mówi "to taki kolaż"), wybierałem zdjęcia itp. O 2 w nocy masza już dawno spała kiedy ja nadal jeszcze pisałem, a rano, jak się okazało, przyjąłem kolejnego kopa w ryj równiutko o 7:00...

Jakiś random filmik z trasy:
https://youtu.be/Xl7QAGUh2P0

A tutaj obiecany kolaż z trasy polska-turcja:
https://youtu.be/N1I7blGjlUc

Fotki w załącznikach poniżej.

Na razie tylko tyle, obiecuję że zaraz będę wrzucał więcej.

P_20190818_103332_BF.jpg
Plik ściągnięto 23 raz(y) 275,77 KB

P_20190820_080638.jpg
Plik ściągnięto 13 raz(y) 325,21 KB

P_20190820_132302.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 380,32 KB

P_20190821_162024.jpg
Plik ściągnięto 9 raz(y) 433,48 KB

P_20190821_173507.jpg
Plik ściągnięto 5 raz(y) 529,06 KB

P_20190822_192051.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 373,82 KB

P_20190822_193747.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 323,77 KB

P_20190822_195623.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 233,92 KB

P_20190822_195937.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 491,04 KB

P_20190822_200324.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 487,16 KB

Ostatnio zmieniony przez Qwet 2019-09-11, 20:50, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
  Wysłany: 2019-09-10, 15:43   

Byliśmy w stambule jakieś 1,5 dnia, bo zajechaliśmy wieczorem i na 3 dzień wyjeżdżaliśmy z rana. Ogólnie stanbul to takie połączenie europy z azją, to znaczy doskonałe asfaltowe drogi, biurowce, korporacje, biznesy, a z drugiej strony wszyscy jeżdżą jak debile na czerwonym pod prąd, jedzenie na ulicy, fatalne bhp i lekki nieporządek. Poza tym miasto jest gigantyczne, większe niż warszawa, ludziów jak mrufkuf, wszystkie 6- 7- nawet 8-pasmowe ulice totalnie zakorkowane. Nigdy nie widzieliśmy takiego korka, nawet w warszawie o 15stej. Na szczęście mamy motorek i to nas uratowało, policjant na motocyklu kazał nam jechać poboczem i po obszarach wyłączonych z ruchu, więc pięknie omijaliśmy cały ten stojący korek. Potem się okazało że przecież inne motorki też tak jeżdżą. Nagraliśmy troche filmik z jazdy ale nie wyszedł bo masza źle ustawiła mi kamerke na kasku i filmowało ziemie. Potem nagraliśmy jeszcze raz przy wyjeżdżaniu ze stambułu (link niżej), przy czym w godzinach porannych i nie było jeszcze takiego korka. Ale wracając. W mieście zobaczyliśmy sobie pałac topkapi z ogrodami - maszy sie podobał. Potem poszliśmy obczaić błękitny meczet, trzeba było ubrać spodnie, zdjąć buty, oczyścić się, żeby wejść do środka, a masza musiała wręcz ubrać się w burkę ze szczelinką na oczy jak czołg. Nie zabrakło też szamy, chodziliśmy w różne miejsca i chapaliśmy różne rzeczy, w tym różne rodzaje kebapu. W hostelu dostawaliśmy rano śniadanie tak że masz tu talerz a tam leżą różne rzeczy weź sobie nałóż co chcesz ile chcesz. Były jajki, ichnie sery, coś w stylu mortadeli, pomidry, ogóry, oliwki czarne zielone itp. Na mieście jedliśmy szawarme, kulki wątróbkowe grilowane, jakieś kebapy i kilka rodzajów słodyczy. W ogóle kebapy - nie jest prawdą że ten nasz w polsce w ogóle nie przypomina tureckiego. Ten co dają w polsce to jest dóner kebap, czyli jeden z wielu rodzajów kebapów. My jedliśmy adana kebap i urfa kebap i jakiś jeszcze nie pamiętam nazwy. W każdym razie te inne rodzaje to albo grilowany wałek baraniny, albo kulki mięsne grilowane lub smażone, albo płatki - to już znacie. Poza tym jeszcze masza brała różne miksy surówek, ale na pewno były niedobre - w końcu to warzywa. Trafił się też jakiś kulek z masy, chyba coś w rodzaju hummusa, ale bardziej aromatyczny, dużo przypraw. Co ciekawe ciężko znaleźć w turcji wieprzowine i w sumie to nawet dobrze bo nie przepadamy. Weszliśmy raz do sklepu o nazwie sok żeby kupić... sok. Poza tym masza kupiła ayran - turecki jogurt naturalny myśle fuuu... ale posmakowałem... i teraz kupuje sobie 1,5-litrowe butle i wypijam sam. Niestety troche nie mamy miejsca w żołądkach a tyle dobrych rzeczy jest do chapania, zresztą masza zacisneła ostro pasa bo kazała ograniczyć budżet do 350 lirów dziennie (250zł) i na razie idzie nam średnio. Za sam hotel daliśmy 220 lirów (160zł) za 2 dni, po wyruszeniu z stambułu na południe przejechaliśmy wczoraj 680km, paliwo też ponad 200 lir, budżet sie kurczy więc masza zarządziła tym razem nocleg w namiocie. No ale powoli. Po drodze zobaczaliśmy ruiny troi, był tam też drewniany konik dla turystów można wejść do środka i zwandalizować ściany swoim podpisem. W ogóle dojechaliśmy na 18:45 a zamykali o 19stej, więc zdążyliśmy na styk. Potem dalej w trase, kierunek - izmir. Trzeba przyznać że drogi mają jak w europie, przez całą turcje autobany. Tym razem jechaliśmy wybrzeżem to przez całe wybrzeże kurorty, jedzenia hotele plaża. W którymś momencie staneliśmy w miejscu gdzie od szosy do morza jest ze 20 metrów i tam zasadziliśmy namiot. Myślałem że będzie z tym zabawa ale poszło dość sprawnie, w 15 minut siedzieliśmy w środku i kimaliśmy. Rano już nie szło tak gładko - tak jak przewidywałem raz rozłożonego namiotu nie da się złożyć (albo debile nie potrafimy) na szczęście zastosowałem zawsze niezawodne rozwiązanie SIŁOWE i jakoś weszło. Popakowaliśmy wszystko i w droge, kierunek - pergamon. 55 kilometrów minęło moment. Te kamienie są na wysokiej górze więc podjazd jest ostro pod górę. Sygic (nawigacja) poprowadził nas przez boczne uliczki i większość była nieprzejezdna, bo zastawiona workami śmietnikami ciężarówką itp. trzeba było zawrócić i spróbować innym podjazdem - nie był już zawalony i daliśmy radę. Masza teraz oszczędza narzucony sobie budżet więc weszła na gruzy sama (40 lirów) a ja siedziałem na laptopie żeby obrobić zdjęcia i filmy.

Jakieś filmy:
https://youtu.be/dO7Zqds7jvc
https://youtu.be/aFTy1gFEzts
https://youtu.be/O3HSB1toxUQ
https://youtu.be/H-_HRrrkWR8

Jeszcze filmik z oceanarium w stambule:
https://youtu.be/7kXvz4_oAvE

Zapraszam też na małą przejażdżkę po Stambule:
https://youtu.be/eDoDsL8sV_k

Oraz zjazd z góry ruin pergamonu:
https://youtu.be/Al7VyF1F7VM

Fotki w załącznikach poniżej.

P_20190823_111950.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 62,6 KB

P_20190823_115529.jpg
Plik ściągnięto 20 raz(y) 453,57 KB

P_20190823_145628.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 369,88 KB

P_20190823_160008.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 176,5 KB

P_20190823_160503.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 110,8 KB

P_20190823_195431.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 109,52 KB

P_20190824_202330.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 124,92 KB

P_20190825_090721.jpg
Plik ściągnięto 7 raz(y) 114,46 KB

P_20190825_110402.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 164,43 KB

P_20190825_112541_PN.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 694,54 KB

 
     
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-09-10, 16:30   

Dojechaliśmy do izmir. Po drodze przez miasto chycnęliśmy filmik kamerką gopro na kasku - okazuje się że z kasku wychodzą dużo lepiej, zwłaszcza że mogę się rozglądać i pokazywać okolice które mijamy. Zalogowaliśmy się w hotelu to masza momentalnie zaatakowała łazienke taranując wszystko po drodze - w namiocie nie było prysznica a baba to nie lubi być obklejona od potu. Ja w tym czasie po kryjomu zgrywałem zdjęcia na laptopa i przygotowywałem do wysłania. W ogóle tu internet jest wszędzie taki wolny, ledwo można coś wrzucić jakieś zdjęcie, nie mówiąc już o przesłaniu filmu - zostawiam upload na noc i dopiero rano jest wysłany. Dobra, ogarneliśmy sie, no to idziemy na miacho. Pierwsza lepsza kebabownia, wzieliśmy dwa zestawy kurczak gyros i wołową szawarme, do tego jakiś sprite i kawa - wszystko wyszło 30 lira czyli ze 22zł - zaczynają się robić fajne ceny :) Potem lokalny sklep, 2 butelki wody 5-litrowe, tureckie ciasteczko dla maszy a dla mnie oczywiście ayran 1,5-litrowa bomba. Wode odstawiliśmy do hotelu, troche odlaliśmy w pustą 2-litrówkę i następnie kierunek - morze. Tak wyszło że szliśmy przez dzielnice murzynów i masza sie bała bo czytała że są brudni i kradną paszporty. Ja na szczęście mam paszporty przed sobą w nerce a jakby jakiś próbował mi wyrwać to byśmy sie zaczeli prać i zaraz zleciałaby się policja bo wszędzie jej pełno. Zaszliśmy nad morze posiedzieliśmy popierdzieliśmy i wróciliśmy do hotelu i niedługo poszliśmy spać. Rano poszliśmy na hotelowe śniadanie, znowu szewski stół ale tym razem więcej smakołyków. Zaraz potem na miasto. Masza w ogóle wcześniej w drodze sie spaliła na rękach bo pierwszy raz zdjęła długi zimowy rękaw, to możecie sobie wyobrazić jak gorąco zaczynba się robić. Tym razem założyła długi, mimo że temperatura dochodzi 38 stopni w dzień. Byliśmy w twierdzy KADIFEKALE, szliśmy tam przez slumsy pod górę i masza lubiła oglądać. Sama twierdza też spoko - sterty gruzu były nawet spore. W ogóle co jakiś czas w całym mieście rozlega się spory huk - gdzieniegdzie ponad miasto wystają ostre szpikulce (minarety?) z podłączonymi megafonami i co jakiś czas wyją do siebie naprzemian. Maria mówi że oni wyśpiewują jakieś modlitwy, ale ja tam raczej słów nie słysze. Mamy jeden minareth centralnie przed oknem i jak rano nam zawył z grubej rury to aż podskoczyłem na łóżku. Normalnie mózg wysiada przy tych allahakbarskich rytmach. Ale wracając. Chcieliśmy obczaić starożytne ruiny Agora ale było zamknięte więc patrzaliśmy kamyki z zewnątrz. Stąd ruszyliśmy do wieży zegarowej Saat Kulesi. Co ciekawe przez przypadek przechodziliśmy przez bazar pełen wspaniałych owocków przypraw i jedzonek, więc coś tam sobie skubneliśmy. Naganiaczy typu My frend! were are u from come have seat to masza nie za bardzo lubi, chociaż mi to nie przeszkadzają dopóki nie stoi za mną drugi nie wyciąga komórki z kieszeni. Wieża zegarowa była w remoncie ale w ogrodzeniu były szczeliny więc masza wetkneła oko i sobie obczaiła. Wzieliśmy jeszcze kanapke zesrem i warzywami z budki na kółkach zapłaciliśmy 5 tl (3,50zł) i jeszcze dostaliśmy ayran gratis. Siedzieliśmy sobie na przymorskim bulwarze, ja sobie pisałem na lapku, kiedy masza patrzyła morze eGEJskie i odczuwała powiewy wiatru. Nagle stwierdziliśmy że pójdziemy zobaczyć wielką głowę ataturka - to taki koleś co w latach dwudziestych wyjął turcje ze średniowiecza i wprowadził rewolucje przemysłową. Szliśmy przez jakieś slumsy (jak pokazywał sygic na skróty), wzniesienia i spadki terenu, a jak weszliśmy już w gruby offroad to nagle podbiegł jakiś random powiedzieć żebyśmy już tam dalej nie szli bo tam jest niebezpiecznie i że mamy gdzieś z nim iść. Myśle sobie chce nas okraść albo namówić na podwiezienie za bandycką stawkę bo wypytywał dokąd idziemy. Ale on chciał tylko pokazać nam drogę jak wyjść z tej brudnej okolicy, tak bezinteresownie. Dziwne, bo spodziewaliśmy sie raczej hejtu do białasów niewiernych infidelów czy coś, a się okazuje zupełnie odwrotnie, już któryś raz z rzędu. Podziękowaliśmy i poszliśmy do głowy ataturka porobić fotki selfi takie tam. Po kilometrach pieszej przeprawy dziwnymi uliczkami gdzie wszyscy na nas paczom masza zrobiła się zmęczona więc wróciliśmy do hotelu, a po drodze kupiliśmy jeszcze kilka miejscowych smakołyków plus obowiązkowy ajran 1,5-litra. Poszliśmy spać tym razem wcześniej, bo na następny dzień masza zaplanowała 480km do przejechania i 2 miejsca do obejrzenia. Szybkie śniadanie i już o 9tej na kołach. Jakieś 250km dalej dotarliśmy do Pamukkale. Masza mówi że to ośnieżone szczyty ale jak weszliśmy to okazało się że to jakieś nacieki wapienne, bo spływa po tym mętna biała woda i przez miliony lat uformowała takie fałdy. Teraz jest tam kurort i pełno turystów się pluska w tej wodzie. Spotkaliśmy nawet sporo polaków. Ten dzień był wyjątkowo gorący, a efekty tego czuliśmy do końca dnia. Tylko jak później jechaliśmy przez góry z pamukkale do fethiye zrobiło się trochę chłodniej i doznaliśmy komfortu. Po drodze chapnelismy baranine i adana kebap, było troche drogo ale dobre. Dojechaliśmy do fethiye siadliśmy na brzegu morza to masza stwierdziła że nie ma tu nic do roboty i trzeba szukać miejsca na namiot. Zalogowaliśmy sie z namiotem na jakimś klifie. Było gorąco jak w saunie, bo masza wybrała taki namiot na warunki polskie a nie równikowe. No ale chyba jakoś damy rade. Na razie to tyle, potem bede pisał dalej.

Jakieś filmy:
https://youtu.be/EQLMyukaR-M
https://youtu.be/3iEuaIUm-w4
https://youtu.be/HvuwURHZqLk
https://youtu.be/6c5wGDS9tBQ
https://youtu.be/yWzAtQ2Ly1Y
https://youtu.be/SwKV7IPV6so

Zapraszam też na małą przejażdżkę po miasteczku Izmir:
https://youtu.be/aTz8URDXA7A

Fotki w załącznikach poniżej.

P_20190826_102003.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 129,49 KB

P_20190826_103022.jpg
Plik ściągnięto 5 raz(y) 135,85 KB

P_20190826_121919.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 221,88 KB

P_20190826_174226.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 136,6 KB

P_20190827_132138.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 102,66 KB

P_20190827_132845.jpg
Plik ściągnięto 11 raz(y) 98,5 KB

P_20190827_133006_PN.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 104,04 KB

P_20190827_141900.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 184,45 KB

P_20190827_181753.jpg
Plik ściągnięto 7 raz(y) 66,6 KB

P_20190827_195118.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 85,59 KB

 
     
zuczek 38 


Wiek: 53
Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 1188
Skąd: Sosnowo
Wysłany: 2019-09-10, 18:59   

Brawo wy :lol: .

czytam , oglądam , podziwiam :-)
 
 
     
Bicio 
biczson


Wiek: 106
Dołączył: 03 Cze 2013
Posty: 1299
Skąd: Skierniewice
Wysłany: 2019-09-11, 07:35   

Dokładnie, zajebiozka
 
 
     
dario9z 


Dołączył: 24 Lip 2018
Posty: 172
Wysłany: 2019-09-11, 07:55   

Super
Czekam na więcej
 
     
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-09-11, 20:47   

Proszę bardzo, kolejna dawka przygody :)

Nie mam czasu kiedy pisać. Ciągle albo woże masze setki kilometrów, musze wchodzić oglądać kamienie, zamawiać jedzenie albo iść wcześnie spać. Raz udało mi sie przekonać masze że nie podoba mi sie ten stary meczet, ona poszła sama a ja w tym czasie pisałem. Na czym skończyliśmy ostatnio? Ahh, fethyie. Po upalnej nocy i jeszcze cieplejszym poranku po złożeniu namiotu już ze mnie kapało, to jeszcze masza sobie stwierdziła że będzie zrzędliwą maszą dopóki się nie wykąpie. Powiedziała że chce wykąpać się w morzu, to ja na to że od tej wody będzie jeszcze bardziej syfiasta niż jest i nabierze pełno piasku w gacie, ale jak zobaczyłem jej mine to przeszła mi ochota na dalsze dyskusje i po prostu pojechaliśmy na poszukiwania plaży, niestety w kierunku przeciwnym do naszego następnego celu. Po drodze na szczęście zobaczyłem zraszacze do trawy i mimo że masza była uparta, udało mi sie wynegocjować wykąpanie się w szprinklerach. Było spoko, masza wstydziła trzech ludzi co w międzyczasie przechodzili ale przyznała że jednak miałem dobry pomysł :) Kolejny cel: poszukiwanie jedzenia. Stawaliśmy co 30 sekund do kolejnych jadłodajni i wszystkie, co do jednej, były albo totalnie zamknięte, albo dawały tylko ciorbe (zupe). Nie wiem dlaczego, ale w turcji przed godziną 16stą raczej się nie najesz, cholera wie czemu, tak to po prostu jest. Dobra znaleźliśmy w końcu otwarte żarełko i coś tam chapneliśmy. Kolejny cel - Saklikent. Już nie pamiętam jaka odległość ale jesteśmy na takim etapie że byle 200km czy tam 300km łykamy w moment. W końcu dojechaliśmy do kanionu Saklikent. Okazało się że to nie tylko kanion ale też płynący w nim górski strumyk o temperaturze jakichś 4*C, wypływający spomiędzy skał w oddali. Oczywiście podobnie jak w pammukalach, było sporo turystów, co średnio spodobało się maszy. W pewnym momencie wyczaiła po drugiej stronie strumyka wysepke i zarządziła że tam idziemy. Tylko czemu nie było tam tych turystów? Wchodzimy do wody, masza kroczy, ja za nią, po przejściu ja wiem, 3 metrów może, nagle jest stop i szybki odwrót maszy na brzeg. Powiedziała że rozbolały ją nogi, ale nie przez kamieniste dno, tylko przez mrożącą wodę. Posiedzielim, schłodzilim sobie butelkę wody pitnej i masza zarządziła nowy kierunek - Letoon. To takie ruiny zbudowane przez rzymian i przejęte przez grecjan. Bądź odwrotnie. Maszy sie podobały. Potem już prosto do Antalya - kolejne miasto nad morzem eGEJskim. A może to było śródziemne? No mniejsza. Zalogowaliśmy do hotelu, momentalnie ustawiliśmy klimę 28*C (mróz jak smok), wykąpaliśmy (w końcu) i póki jest ostatnie słońce kierunek - deptak w strone morza. Wtedy pierwszy raz kupiliśmy baklawę (bhakhlava czy jakoś tak) - chciałem na próbę 4 kawałki bo były malutkie kosteczki 2,5 x 2,5cm, to koleś zawołał 20 lirów - 14zł. A w ryj byś nie chciał? Już wtedy czułem że coś jest nie tak, mimo że budżet dzienny mieliśmy jeszcze spory, takie małe gówno nie powinno tyle kosztowaĆ. Zjedliśmy po jednym kawałku i nam smakowało, ale przy takiej cenie nie kupiłem więcej żeby było na wieczór. Poszliśmy dalej posmakowaliśmy jeszcze różnych owocków i rzeczy na patyku. Chwila patrzenia się w morze i do domu, bo masza zarządziła pobudke 7:00. Rano znowu szukaliśmy żarciowni ale wszystko pozamykane, ledwo znaleźliśmy coś tam otwarte i chapneliśmy - zupe ciorba (taki rosół z kurczaka) i coś tam kofte (grilowane kulki mielone). Potem szybka kawa w pierwszym z brzegu miejscu. W ogóle te tureckie kawy są takie małe, kubyszek 50ml kawy i dostajesz do tego wiaderko wody. Ja tam wole dużą kawe z jednej łyżki, no ale dobra rozumiem, trzeba lokalne rzeczy, spoko. Pierwszy kierunek - sand sculpture festival - wystawa rzeźb piaskowych. Były różne motywy, głównie biblijne i mitologiczne takie jak lewiatan, zeus czy tam thor trzymający swój mjolnir, ale też inne np. samolot linii turkisz airlines, postacie disneya itp. To było na plaży, ogrodzone od wiatru, w pełnym słońcu, więc było strasznie gorąco. Na miejscu jezcze masza czekoladowego loda i dalej w droge, kierunek - waterfall springs. Kilkanaście kilometrów przez miasto, moment i jesteśmy. Rzeka w środku miasta płynąca pod ulicami, wydawałoby się syf, ale nie, bardzo czysta. W pewnym momencie woda spada 15 metrow w dół. Ogrodzili to dla turystów, zrtobili barierki i można wchodzić patrzeć. Obczailiśmy wkoło i w sumie co, masza już nic nie chce zobaczać to wymyśliła że teraz popołudniowy plażing. Szybko hotel kąpielówki i kierunek plaża. Po drodze weszliśmy do restaucji zamówiliśmy coś o skomplikowanej nazwie za 65 lirów (45zł) nie wiedzieliśmy nawet co to, no i wjechał długi tależ z kilkoma różnymi mięsami ryżami kaszami frytkami warzywami surówkami itp. W ogóle w restauracjach jest drożej niż na ulicy, zwykle wychodzimy lżejsi o jakieś 40 lirów, gdzie na ulicy dóner kebap do ręki jest za 5 lirów. Ale za to w restauracjach oprócz dania które kupiłeś dostajesz masę różnych przystawek, lokalnych specjałów, warzyw, papryczek, sosów itp. Ale ja i tak wolę uliczne ;) No dobra, wracając do przygody. Zajechaliśmy w pobliże sand sculpture, przypiąłem dominatora łańcuchem do latarni i poszliśmy na plaże. Masza tak patrzy na turków i wyszła z pytaniem jak te turczynki sie kąpią? (chodziło o czołgi ze szczelinką na oczy) Szybko okazało się, jak doszliśmy do morza, że "czołgi" kąpią się tak jak chodzą - w pełnym opancerzeniu. Były dość spore fale więc czasem jak jedną przytopiło i poszerzyło wizjer tak że pojawił się nos albo brwi to migiem zakrywała żeby nikt nie zobaczył, a już na pewno nie mąż (o zgrozo). Dziwny, egzotyczny widok. Patrzeliśmy sobie z plaży i żarliśmy arbuza. Później ja zostałem pilnować rzeczy a masza weszła do morza pierwsza, na 1,5 minuty, potem zmiana i ja poszedłem, na 1 godzinę i 10 minut. Było spoko, tylko woda trochę za gorąca. Masza radośnie mi machała z plaży. No właśnie nie. Okazało się że po 20 minutach zaczęła się nudzić, a jej machanie to było bardziej "no już wyłaź z tej wody". Potem musiałem szybko schnąć bo masza miała kolejną misje - wieczorem zaatakować kurorty. Wybraliśmy sie na poszukiwanie kolacji. Zobaczyliśmy z daleka takie dziwne poziome kebapy kręcące się na grilu. Masza mówi kokodżambo, ale to sie chyba nazywa kokorec. Zjedliśmy sobie ten wynalazek - smakuje gumowo, trochę jak boczek. Nawet nie wiem z czego to jest, ale może lepiej nie wiedzieć. W każdym razie jestem pewny, że nie będzie moim ulubionym żarełkiem tutaj, ja zdecydowanie wolę mięska i kiszone ostre papryszki. Masza za to nie wyklucza, że jeszcze sobie zamówi kokodżambo. Po kolacji powrót do hotelu, po drodze chapliśmy lody, no i wszedłem z ciekawości do cukierni zobaczyć ile tam kosztuje baklava i ostatecznie kupiliśmy za 10 lirów prawie pół kilo baklavy! Masakra, poprzednio gnojek za 20 sprzedał nam dwa maleńkie kawałki. Szkoda gadać jak oszukują nieświadomych turystów. Na pewno będziemy jeszcze kupować balkawe, ale tylko w cukierniach. Dotarliśmy w końcu do hostelu, od razu poszliśmy spać więc znowu nie było kiedy pisać. Pobudka wcześnie rano i kierunek Side - miasto chyba najbardziej na południu turcji, nad samym morzem. Gorąco jak smok, 40 stopni. Znaleźliśmy fajną restaucje z ogrodem cieniem i wentylatorem, zjedliśmy adana kebap, kurcze jakie to jest dobre. Obejrzeliśmy ruinki jakichś rzymskich budowli, masza mówi że mają coś wspólnego z kleopatrą. Pojechaliśmy dalej, do Egirdir - miasto nad górskim jeziorem, są tam super widoki. Przeszliśmy sie wybrzeżem, wzieliśmy kebap z ulicy (ekmek arasi doner za 5 lira - moje nowe bożyszcze) i siadliśmy zjeść na brzegu. Masza zawsze pędzi, więc zaraz ruszyliśmy dalej, kierunek Konya, ale z zamiarem nocowania wpół drogi w namiocie. W ogóle super góry po drodze, jedzie sie troche wolniej niż szosą, ale ja uwielbiam te widoki i ostre zakręty, agrafki. Jest bardzo ciekawie. Poza tym im wyżej tym chłodniej, więc zrobiło się bardzo przyjemnie, tak przyjemnie że aż masza założyła kurtke. Po drodze masza wykryła górski kran. Bez kitu był kran, ale bez kurka, woda leciała cały czas, chyba gdzieś z gór. Korzystając z okazji umyliśmy zęby, a masza coś jeszcze. Kilkadziesiąt kilometrów dalej było już ciemno, no to poszukiwania miejsca na nocleg. Nasze wizje gdzie można rozbić namiot mocno od siebie odbiegają - ja wole miejsca typu parki albo oficjalne plaże, masza woli odludzie, dzicz i ukrycie się chyba najlepiej w najgłębszej norze. W końcu mówie maszy no to pokazuj mi gdzie mam jechać, to masza wyprowadziła nas w jakieś bagna, pola uprawne i wiochy. Jak jechaliśmy offroadem nagle z krzaków wyskoczył wielki amstaf i użarł masze w buta czy coś, ale jak odkręciłem manetkę na drugim biegu to zaczeło amstafem miotać nim jak szatan i po chwili odpadł. Ale masza miała już tak obszczane gacie że potulnie zgodziła się na moją propozycję - w środku miasta na trawiastym poletku z pawilonami niedaleko miejskiej plaży. Miękko, chłodno, po ulicy kursuje ZABITA (taka turecka straż miejska), w okolicy nie grasują żadne dzikie amstafy. Spało się super, a maszy to nawet było troche za zimno (czyli idealnie) bo miastko Beysehir leży dość wysoko i nie jest tak gorąco. Rano w ogóle nie byliśmy spoceni, masza też w lepszym humorze niż poprzednio jak była obklejona. Pojechaliśmy do konya, zahaczając po drodze wykopaliska Catalhuyuk - pierwsze osady człowieka na terenie turcji, mają około 10 tysięcy lat. Śniadanie jedliśmy dopiero w Konya, bo po drodze wszystko nieczynne, albo dają jakieś dziadowskie tosty. Zamówiliśmy etliekmek, taka turecka pizza, zaskakująco dobra. Podają to na długiej desce na cały stół, z mnóstwem dodatków poniżej. Przy czym nie jest drogie - daliśmy 24 liry (17zł). Następnie już kierunek hotel, logowanie, parkowanie dominatora i na miasto. Pierwszy i w sumie jedyny cel w konya - muzeum Mevlana. Masza mówi że to takie mauzoleum, bardzo jej sie podobało. Ja za to zostałem na ławeczce żeby pisać na lapku. Przeszliśmy sie po mieście, chapneliśmy tavuk ekmek z ulicy za 3,50 liry sztuka, to taki kebap z kurczoka w bułce, były super. Potem jeszcze jakieś przekąski i zabieramy się za poszukiwanie 5-litrowej wody na jutro i piwo dla maszy. To pierwsze znaleźliśmy moment, ale drugie szukaliśmy godzinę, obeszliśmy ze 40 sklepów i jak już traciliśmy nadzieje to w końcu jeden miał piwo na stanie i to za 12 lirów sztuka (8,50zł). No ale takie rzeczy nie są w stanie zniechęcić nałogowca, trzeba było kupić. Wieczorem masza sobie piła a ja wrzucałem filmy na youtube (w turcji trwa to dłuuugo) i pisałem relację. Plan na kolejny dzień: Goreme, Mustafapasa i Soganli.

A teraz filmy:
https://youtu.be/LcmrpT93zPw
https://youtu.be/YShbAYaYUg0
https://youtu.be/HRrY8EvgMHo
https://youtu.be/lE8t2WCwmAM
https://youtu.be/GVkGTQvfviQ
https://youtu.be/Utrg90XTxVY

Tutaj przejażdżka po ruinach Side:
https://youtu.be/m51lUpzpKKE

P_20190828_073736.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 68,82 KB

P_20190829_124621.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 126,55 KB

P_20190829_142407_PN.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 183,41 KB

P_20190829_190226.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 63,89 KB

P_20190830_133514.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 140,05 KB

P_20190830_171947.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 74,08 KB

P_20190830_185029_PN.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 83,94 KB

P_20190830_193444.jpg
Plik ściągnięto 5 raz(y) 141,68 KB

P_20190831_130932.jpg
Plik ściągnięto 30 raz(y) 171,76 KB

P_20190831_152615_PN.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 189,8 KB

 
     
Sosna 
Sosna


Wiek: 43
Dołączył: 07 Kwi 2012
Posty: 107
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2019-09-12, 17:44   

Szacunek za odwagę na taka wyprawę i super przygodę Honda to Honda !!!
 
 
     
Molej 


Dołączył: 16 Mar 2019
Posty: 7
Wysłany: 2019-09-13, 14:00   

Czyta się i czeka na więcej ! :lol:
 
     
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-09-13, 14:12   

Zgodnie z życzeniem :)

Znowu rano dostałem kopa na pobudke. Tego dnia mieliśmy sporo planów, a czas wymiany oleju już dawno przekroczyliśmy. Ubrałem jakieś ciuchy i szybko poszedłem zabrać się za robotę, a masza w tym czasie pakowała rzeczy. Olej wymieniałem na przypał, prosto przed hotelem. Ludzie wchodzili wychodzili, a ja babram się przy silniku. No ale co tam. Spuściłem do przygotowanej wcześniej miseczki z przeciętej na pół 5-litrowej bańki po wodzie mineralnej, wymieniłem filtr, zalałem nowy olej i przy okazji troszkę naciągnąłem łańcuch. Stary olej przelałem do butelki 1,5-litrowej też po wodzie i przypiąłem pasem do gmola z przodu. Wróciłem do hotelu umyć ręce i zabrać rzeczy, a masza siedziała czytała książkę i mówi że już od godziny jest gotowa. Pomontowaliśmy sakwy i w droge, kierunek - Goreme, jakieś 250km. Przed wyjechaniem z miasta zatrzymałem się w jednym warsztacie żeby oddać olej do utylizacji. Myślałem że trzeba będzie coś płacić, koszty utylizacji itp, ale gościu od razu szybko chwycił olej jak zdobycz i jeszcze nam dziękował. Podejrzewam że oni używają do czegoś ten olej, ale ważne że problem się rozwiązał. W połowie drogi staneliśmy na jakąś szame - standardowo kebap, jeden adana drugi tavuk. Kilkanaście kilometrów od Goreme zaskoczył nas ciekawy widok skał wulkanicznych w kształcie stożków z wydrążonymi otworami mieszkalnymi przez pierwotne ludy. Poza tym, kurorty, płatne bramki wejścia i pełno turystów - miasteczko Uchisar. Masza zarządziła zwiedzanie tego miejsca, więc weszliśmy, kilka fotek i nawet jakieś suweniry maszo kupiła. Wracamy do moto i jedziemy już prosto do Goreme. Tam w zasadzie powtórka z rozrywki, tylko że większe. To samo kolejne cele Mustafapasa i Soganli, przy czym Mustafapasa było wręcz zamieszkałe - w skałach wulkanicznych były czynne domostwa. Wszystko będzie widać na filmach które wrzucam. Na koniec pojechaliśmy do jakiegoś randomowego miasta Kayseri, ale masza mówi że jest zaskakująco ładne. Znaleźliśmy hotel, zalogowaliśmy i poszliśmy chwile na miasto. Przede wszystkim, po całym dniu byliśmy głodni, to poszliśmy do jakiejś restauracji i zamówiliśmy Maide Iskender - mięso z pieczywem w sosie pomidorowym i śmietaną. Najedliśmy się, kupiliśmy maszy codzienną dawkę piwa po 9 lira (6,50zł) za puszke i do hotelu. Zostawiłem upload filmów na noc, masza wypiła piwo i poszliśmy spać. Na razie tyle.

Jakieś random filmy:
https://youtu.be/5WLRvKd6kQ0
https://youtu.be/5adGUcxw4bQ

Zapraszam też na kilka przejażdżek w różnych miejscach kapadocji:
https://youtu.be/mcHu158M0Lw
https://youtu.be/kujWC-yckZE
https://youtu.be/TpkYtPE0G44
https://youtu.be/0MpmB3TjJm4

20190901_080901.jpg
Plik ściągnięto 22 raz(y) 440,55 KB

P_20190901_113727.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 139,19 KB

P_20190901_131051_PN.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 65,33 KB

P_20190901_144830.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 155,97 KB

P_20190901_145833.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 193,89 KB

P_20190901_155416.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 147,98 KB

P_20190901_161611.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 131,29 KB

P_20190901_181402.jpg
Plik ściągnięto 13 raz(y) 120,97 KB

P_20190901_182743.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 75,17 KB

P_20190901_203230.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 133,68 KB

 
     
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-09-13, 14:17   

Wstaliśmy rano około 8mej, zabraliśmy rzeczy do moto, wylogowaliśmy z hotelu, jeszcze nasmarowaliśmy łańcuch i pojechaliśmy dalej. Najpierw skoczyliśmy do kebabowni którą wyczailiśmy wczoraj że jest otwarta 24/7. Nie ma to jak et doner i tavuk durum z samego rana. Ja nawet zamówiłem dwie porcje. Kupiliśmy jeszcze wode, zatankowaliśmy dominatora i w drogę, kierunek - Nemrut Dagi (taka góra), jakieś 450km do celu. Poszło dość gładko, drogi ładne, przez płaskowyże momentami ponad 2000mnpm. Na takiej wysokości Dominator jest wyraźnie słabszy, prawie wszystkie uphill-e robiłem na 4 biegu, niektóre nawet na 3. Droga dwupasmowa, dużo długich łuków, super się jedzie. Widoki kozak, masza natrzaskała po drodze pełno zdjęć. Masza robi zdjęcia podczas jazdy żebyśmy nie tracili czasu na zatrzymywanie. Wychodzą jej coraz ostrzejsze, chyba nabiera wprawy w trzymaniu telefonu mimo wiatru przy 110km/h. Po drodze było jeszcze jedno tankowanie, z komplikacjami - przypałętał się jeden gówniarz zaczął skakać wkoło motoru grzebać przy dystrybutorze aż w końcu wyzerował licznik i facet nie mógł nam nalać do końca ani odczytać jaka wyszła cena do zapłaty. W ogóle oni tutaj w turcji leją dzieci po ryjach, już któryś raz widzimy, bo gówniarz dostał od obsługi stacji solidny strzał w łeb z otwartej. W europie można za to stanąć przed sądem, no ale to jest turcja, inne zwyczaje. Wcześniej już pare razy widzieliśmy takie rzeczy, na przykład raz jak jakiś dzieciak dotykał zaparkowanego dominatora maszy i próbował na niego wsiadać, to podleciał ochroniarz jakiegoś centrum handlowego i zdzielił gówniaka w pysk tak że się przewrócił i leżąc osłaniał głowę rękami. No ale mniejsza. Dojechaliśmy do Nemrut Dagi, góra położona na wysokości 2150mnpm. Ostatnie 3km droga była zamknięta łańcuchem i kursował busik, oczywiście płatny. Byśmy sami dojechali dominatorem, a wszystko po to żeby zedrzeć z nas pieniądze. No trudno, te 40zł to nie majątek, zapłaciliśmy i nas zawieźli. Siedzieliśmy i patrzyliśmy na zachód słońca między górami. Jest nawet ładny, a masza mówi nawet że to absolutnie najpiękniejsze zjawisko jakie widziała w turcji. Zrobiliśmy sporo zdjęć, ale niestety nie oddają efektu. Powrót z góry i droga do karadut pension po ciemku, przez wiochy, offroad itp. Emocje jak kiedyś w drodze powrotnej z ha long bay w wietnamie. Dojechaliśmy, od razu dostaliśmy kolacje, klucze itp. Przypiąłem dominatra łańcuchem do śmietnika żeby nikt nie ukradł i przy okazji żeby sie nie wywrócił bo dzisiaj mocno wieje. Jak zawsze, ustawiłem upload filmów na noc, wykąpaliśmy się i poszliśmy spać.

Linki do filmów:
https://youtu.be/08dn0Sd4ils
https://youtu.be/uWBhy9kxPhk

Filmik z jazdy pod górę Nemrut Dagi:
https://youtu.be/lov695cBv8Q

P_20190902_133840.jpg
Plik ściągnięto 9 raz(y) 152,18 KB

P_20190902_143009.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 130,37 KB

P_20190902_154557.jpg
Plik ściągnięto 5 raz(y) 168,93 KB

P_20190902_174150_PN.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 128,14 KB

P_20190902_182019.jpg
Plik ściągnięto 9 raz(y) 168,75 KB

P_20190902_183827_PN.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 183,16 KB

P_20190902_185434.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 30,13 KB

P_20190902_192839.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 34,87 KB

 
     
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-09-14, 14:49   

Wstaliśmy rano, zjedliśmy pensionatowe śniadanie i zabraliśmy się za większy serwis motura. Mieliśmy już zaległe parę rzeczy do zrobienia ale odpuściliśmy ze względu na lekko napięty harmonogram poprzedniego dnia. Do tego doszedł temat tylnego hamulca - robił mi się coraz bardziej miękki - to jest pierwsze za co się zabrałem. Od razu w oczy rzucił mi się pusty zbiornik płynu i przyczyna - pęknięty wężyk, ale paradoksalnie nie ten wysokiego ciśnienia, a wężyk doprowadzający płyn do pompy. Jechałem na resztce płynu która została na dole rurki, poniżej pęknięcia, a zaczynał już zaciągać powietrze. Wężyk miał już rozwarstwienia w innych miejcach wokół pęknięcia. Co za gówniane gumy teraz produkują. Na szczęście nie na takie awarie jesteśmy przygotowani i temat ogarnąłem w 10 minut, potem zalanie płynu, odpowietrzanie i hamulec znowu twardy jak kamień. Dalej serwis gąbkowego filtra powietrza. Po 6tys.km okazał się już trochę zasyfiony. Masza była przy tym bardzo pomocna, polewała mi benzynę wężykiem a ja przepłukiwałem filtr. Nasączenie olejem, montaż nowej uszczelki pokrywy filtra i gotowe. Potem jeszcze dolewka oleju, smarowanie łańcucha i w drogę. Dzisiaj plan odwiedzić ostatni cel - starożytny zamek w mieście Diyarbakir i ruszyć w długą drogę do Batumi. Te 160km do Diyarbakir minęło moment. Ale masza stwierdziła że zamek lipa, że spodziewała się czegoś więcej. Obejrzeliśmy jeszcze pobliskie muzeum bo masza chciała, zakupy w sklepie A101 harca harca bitmez (nasz ulubiony market) i ruszyliśmy w drogę - do granicy zostało 600km. Północny wschód turcji to górskie pustkowia, niewiele zabudowań, rzadko jakieś miasto, ciągłe zjazdy i podjazdy, roboty drogowe ostre zakręty, agrafki. Dosyć szybko zaszło słońce i po około 250km jechaliśmy już po ciemku. Nocne tiry na długich, różne zwierzęta na drodze, gwałtowne zakręty. Na tle "drogi mlecznej" jak to masza nazywa, czyli chmur oświetlonych blaskiem księżyca widać było szczyty gór nazywanych przez małą główkę maszy "śpiącymi olbrzymami", które kiedyś powstaną i stoczą ostateczną walkę doprowadzającą do naruszenia płyt tektonicznych a więc wybuchu tysięcy gigantycznych wulkanów, które spowodują zagładę całego życia na ziemi, łącznie z krewetką modliszkową na dnie oceanu. Dobra jest. Ja za to rozkoszowałem się jazdą po górskich zakrętach. Co jakiś czas goniłem "zająca" czyli szybko poruszający się pojazd kierowany przez jakiegoś tubylca, wtedy jechałem trochę ostrzej ale jednak zachowawczo, bez jakichś głębszych pochyłów, ze wględu na wysoką rangę naszej misji. Kuzyn maszy na takiej trasie byłby wniebowzięty, wiem że uwielbia ostre zakręty i szybkie łuki, szkoda że nie będziemy mieli okazji razem tu pojeździć. Na wyżynach jest chłodniej, zwłaszcza w nocy, więc masza już dawno była w pełnym kombinezonie RST od swojego kuzyna, a mimo to było jej zimno. W pewnym momencie zaczęło się robić dużo uphillów, wspinaliśmy się chyba na 3000mnpm, zrobiło się tak zimno że aż ja musiałem ubrać kurtkę helda, a masza z tyłu już dawno wprowadzała mi dodatkowe drgania na siedzenie motocykla, jakby wibracji od 644cm3 singla było za mało. Na szczęście trwało to tylko kilkadziesiąt kilometrów, bo potem były już downhille i schodziliśmy na 2000, na 1000mnpm i zaczęło się robić cieplej. Jak około 1 w nocy zbliżaliśmy się do wybrzerza zrobiło się już znowu cieplej, tak że rozpiąłem kurtkę, a masza przestała wibrować. Jakoś przed 2 w nocy (w sumie to dziwię się że masza tyle wytrzymała) zajechaliśmy do Hopa - miasto nad morzem czarnym przy granicy z gruzją. Wzdłuż wybrzeża znaleźliśmy bardzo przyjemne miejsce na nocleg, więc domi łańcuchem do drzewa a namiot na ładnym kawałku piasku bez kamieni. Noc bardzo przyjemna, nie było zimno ani się też nie spociliśmy. Pobudka około 9:30 spakowaliśmy rzeczy i namiot, obok była restauracja to chapneliśmy małe śniadanie. W ogóle masza już tak się wkręca w motocyklową pasję że to wręcz ona mi przypomina o smarowaniu łańcucha jak już przejechaliśmy ponad 500km. Pamięta też o dolewkach oleju i aktywnie w tym uczestniczy. Bardzo mi sie to podoba że chce tak dbać o stan techniczny. Nasmarowaliśmy łańcuch i ruszyliśmy w stronę granicy. Od jakiegoś czasu wydawało mi się że motorek nie reaguje odpowiednio na delikatne odkręcenia manetki gazu, no i na wolnych obrotach czasem wypadnie zapłon. Chyba nawet widać pewne objawy na jednym filmiku. Po drodze spróbowałem lekko odkręcić śrubkę iglicy pilotażowej i problem zniknął (po mojej modyfikacji gaźnika mogę to zrobić dosłownie ręką, wcześniej potrzebowałem specjalnego kątowego klucza z kardanem). Widocznie jakość tutejszego paliwa sprawia że kanaliki się zanieczyszczają jakimś osadem, albo to robi po prostu duża ilość kilometrów i przepalanego paliwa. W końcu z jakiegoś powodu istnieje takie pojęcie jak "czyszczenie gaźnika". No dobra, dojechaliśmy do granicy. Przeprawa poszła dość gładko, musieliśmy tylko kupić ubezpieczenie na dominatorka. Na granicy stawki kupno/sprzedaż waluty są wręcz bandyckie - dla pary lari-lira było to 0,40 i 0,54. Szkoda gadać. Dojechaliśmy do centrum Batumi i było już 0,515 i 0,525 - to ja rozumie, to ja lubie. Wymieniliśmy część lirów, dobraliśmy jeszcze z bankomatu i pojechaliśmy do hotelu. W sumie to jest homestay, ale mniejsza. Dotarliśmy na miejsce i szok - masz mówi że królewski apartament, a zapłaciliśmy jedynie 67zł za dwie noce! Kozak jak smok, jest filmik. Sybki prysznic i poszliśmy na miasto. Reszte dnia obijaliśmy się w postaci łażenia po mieście chapania przysmaków i picia ogromnych ilości piwa przez maszę (wreszcie jest tanie, w przeliczeniu 2,50zł a w turcji było 8zł). Piliśmy na plaży i przy fontannach, ja troche pisałem na laptopie, masz oglądała zachód. Przed powrotem chapnęliśmy obowiazkowe kchaczapuri ajdżaruli - jajko w bułce z syrem i masłem. Było dobre, sycące, ale też strasznie tłuste, można od tego łatwo przytyć. Po drodze do homestay'u jeszcze kupiliśmy melona i ładunek piwa dla maszy na wieczór. Zaraz kończę pisać i wysyłam, bo masza gna mnie do spania szybko. Na razie tyle.

Linki do filmów:
https://youtu.be/lu3NT0wcah0
https://youtu.be/hGfPmE_xVYg
https://youtu.be/kLELimYY7EM
https://youtu.be/ptybhh7B-PE
https://youtu.be/2EJPkRXQcko
https://youtu.be/bogmoZ1HGns

I jakieś filmiki z jazdy:
https://youtu.be/gpozYaxKYLg
https://youtu.be/k8cJvuQ2pMw
https://youtu.be/OVVbpHKst2o

P_20190903_103920.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 385,51 KB

P_20190903_124025.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 447,24 KB

P_20190903_155212_PN.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 546,14 KB

P_20190903_161911_PN.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 582,48 KB

P_20190904_092118.jpg
Plik ściągnięto 9 raz(y) 617,63 KB

P_20190904_094718.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 683,78 KB

P_20190904_140101_PN.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 659,13 KB

P_20190904_170454_PN.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 404,25 KB

P_20190904_193124.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 337,69 KB

P_20190904_200508.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 267,28 KB

 
     
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-09-15, 14:45   

Kolejny dzień Batumi wyglądał podobnie, z tą różnicą, że jeździliśmy po mieście dominatorem. Na początek poszliśmy do sklepu po proszek do prania, bo wyczailiśmy pralkę, a sakwy były już pełne radioaktywnych gaci i skarpet w workach. Po drodze też szama - jakieś gruzińskie kotlety i moja ulubiona zupa OSTRI, która swoją drogą nie jest ostra, tylko ma taką nazwę. W domu masza pranie, program "kurz", ze "schnellepumpen", ale bez "schonschleudern". Ja powrzucałem filmiki z poprzedniego dnia, a po praniu pomogłem rozwiesić. Super mamy warunki, że możemy zrobić tutaj wszystko. Jeszcze szybko zęby i idziemy śmigać moto, nasz cel - jakiśtam zamek pod batumi, byle jaki bo nawet masza nie wie jak się nazywa. Ale w sumie fajne maszyny oblężnicze były w środku, a masza lubiła ogrody z kwiatami. W sumie to nawet nie wiem co robiliśmy przez reszte dnia, troche sie włóczyliśmy, troche siedzieliśmy na plaży, taka zamuła. Może to nawet dobrze bo czasem jest potrzebna. Wieczorem wpadliśmy do jednej restaucji i zamówiliśmy: Bakłażan z orzechami, pstrąg z grila i wiaderko z dziwnym warzywno-ziemniakowo-wieprzowym leczo. Jak wracaliśmy do hostelu po drodze nagraliśmy krótki filmik z jazdy przez batumi, do obejrzenia dla chętnych. Reszte wieczoru siedzieliśmy w hostelu, piliśmy piwko i jedliśmy melona. Tyle, dalsza część niedługo.

Linki do filmów:
https://youtu.be/Ms0Wqv2cPSY

Mały filmik z jazdy przez Batumi:
https://youtu.be/NK7uVPZfXtU

P_20190905_105143.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 399,56 KB

P_20190905_123928_PN.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 524,57 KB

P_20190905_170559.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 494,45 KB

P_20190905_173632.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 501,75 KB

P_20190905_182029_PN.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 481,53 KB

P_20190905_182545.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 73,94 KB

P_20190905_184933.jpg
Plik ściągnięto 4 raz(y) 477,36 KB

P_20190905_191947.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 360,08 KB

P_20190905_195243.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 157,81 KB

 
     
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-09-16, 17:31   

Rano ruszyliśmy w stronę Achalcicze. Ja chyba sie troche strułem melonem, więc masza zarządziła że od dzisiaj nie będę nic jadł tylko pił wode (chlip). No nic, no to jade na głodnego. Jak wpisałem w nawigacje nasz cel i zobaczyliśmy 150km do przejechania to wyśmialiśmy gruzje że taka mała. Ale zaraz po wyjechaniu z batumi cofneliśmy wszystko. Drogi krajowe w gruzji to jakaś parodia, międzymiastowa szosa zaznaczona na mapie na żółto to błotne dwa rowy wypełnione wodą, niekoniecznie stojącą (!), a wokół pełno kamieni. Jeśli już pojawia się asfalt to dziurawe skrawki, pozostałości po dawnej ulicy. Jeżdżące po gruzji Krazy czy inne Uazy czują się tam jak w raju. Na szczęście my też nie jesteśmy gorsi i tym razem mamy enduro :) Po tych dziurach wyciągaliśmy średnią 25km/h i po 6 godzinach byliśmy w Achalcicze. Masza walczyła dzielnie z wertykalnymi przeciążeniami, ale mówi że w ogóle nie bolała ją dupa i że dominator to bardzo wygodny motur. W achalcicze rozpoznawaliśmy wiele rzeczy które widzieliśmy poprzednim razem - drogę, zabytki, restauracje, maszy ulubiony sklep z piwem. Zalogowaliśmy się w hotelu i poszliśmy pieszo na miasto. Weszliśmy do markietu i masza wspaniałomyślnie kupiła mi sucharki do jedzenia, a sama zamówiła sobie jakieś danie w restauracji. Swoją drogą, powiedzieliśmy kolesiowi w tej restauracji że byliśmy tu 2 lata temu i że jesteśmy z polski, to rzucił sie na nas wyściskać jak swoich, przyniósł zdjęcia rodziny z polski i częstował 55-procentową czaczą. Ja mam wstręt do alko po ognisku u kolegi, więc masza wszystko piła i nawet dawała rade, więc od dzisiaj oficjalnie można z maszom pić wódke :) Gadali sobie po rusku a ja nic nie rozumiałem i tylko patrzyłem. Wieczorem połaziliśmy troche po mieście i wróciliśmy do hotela. W ogóle ten hotel to w sumie taki homestay, pokój w klimatycznym domku na wzgórzu, z klimatycznym psem machającym nie tylko ogonem a wręcz całą dupą (czy to raczej dupa machająca psem) i klimatyczną zagrodą z kurami. Maszy najbardziej podobał się jednak ten pies. Szybko poszliśmy spać, byłem zmęczony w końcu cały dzień jechałem na sucharkach. Rano start w kierunku tbilisi, bez śniadania, od razu pojechaliśmy. Tutaj spadł na nas pierwszy deszcz od samego wyjazdu z polski. Fakt że niezbyt silny, ale był pierwszy. Droga ogólnie ok, na początku kiszka, ale potem już coraz lepsza. Około 12stej byliśmy w tbilisi. Podobnie jak w achalcicze, zaliczaliśmy deżawii raz za razem, jakby wszystko tu znaliśmy. Weszliśmy do znanej nam restauracji i masza pozwoliła mi zamówić jakąś mdłą zupke wnet z niczym, ale lepsze to niż nic. Trasa dalej już w kierunku armenii. Przede wszystkim przejazd przez granice. Genialny sygic znalazł skrót który prowadził jakby wokół przejścia granicznego. Wtedy o tym nie wiedziałem, więc jechaliśmy do momentu aż zaczeły sie jakieś blokady, a z boku z oddali w naszą stronę jechał jakiś wóz mundurowych. Zawróciliśmy i ruszyliśmy drugą, alternatywną drogą, jak się okazało - do przejścia granicznego. Zaraz nas zahaltowali "border police", wzieli na bok i zaczeli przepytywać czy to my próbowaliśmy jechać przez granice boczną drogą i czemu, a masza im wszystko musiała tłumaczyć po rusku. Na szczęście po pół godzinie nas puścili. Dalej poszło w miarę dobrze, tylko kolejki wszędzie długie - bramki, cło, opłaty, ubezpieczenie na moto. Dobra udało sie. W armenii pierwszy cel - monastyr achtala. Jak tylko wjechaliśmy do armenii drogi zaczeły być coraz gorsze (gorsze niż w gruzji heh). Jednocześnie pojawiało się coraz więcej gór, krętych podjazdów itp. Po drodze zaczeło sie chmurzyć, a jak dojechaliśmy już kropiło. Ufortyfikowany kościołek, na samym szczycie jednej z gór. Masza obejrzała (podobał jej sie) i wyznaczyliśmy kolejny cel - monastyr Haghpat. Znowu kręte uliczki, strome zjazdy i podjazy pełne dziur błota i kamieni. Monastyr podobny do poprzedniego, ale mniej ufortyfikowany - bez murów obronnych. Trzeci punkt, Sanahin, zupełnie obok - jakieś 2km w linii prostej, ale dojazd drogami to ponad 15km. Trzeci raz powtórka z rozrywki, ale masza ciągle jest nienasycona, ogląda szybko byle jak najwięcej zobaczyć. Był już późny wieczór i robiło się ciemno kiedy ruszyliśmy w stronę Giumri, ponad 100km do przejechania. Już na samym początku zaczęło padać, po kilkunastu kilometrach zobaczyliśmy błyskawice i padało już naprawdę solidnie. Przez całą drogę deszcz słabł i się nasilał na przemian, ale nie ustawał. Do tego droga przez góry, około 2000mnpm, temperatura 10-15 stopni. Ostatnie 20 kilometrów to nawet mi zaczynało być zimno, bo rękawiczki i kurtke miałem już przemoknięte, a spodenki krótkie. Do tego wszędzie błoto, kamienie, dziury, ciągła walka o równowage. Jak dojechaliśmy do homestay'u to go tam nie było, musieliśmy krążyć po okolicy i szukać - okazało się że był 200 metrów dalej od punktu zaznaczonego na bookingu. W środku ciepłe przyjęcie, kolacja, prysznic ciepła woda jest git. w ogóle homestay nazywał się dompolski, był zrobiony w starym przedszkolu i było mnóstwo polskich rzeczy, książek itp. Babka gadała po rusku i opowiedziała maszy dużo różnych rzeczy o armenii i mieście giumri. Dała nam też na koniec koniaczek armeński, taki z aromatem orzechów i dębowego drewna. Wygrzaliśmy sie pod kołuderkami a na dworzu ciągle deszczyło. Rano też śniadanko i rozmowy z babką przy herbatce. Spakowaliśmy sie założyliśmy sakwy na moto i pojechaliśmy obejrzeć miasto. Nie zdążyło wszystko wyschnąć przez noc a dalej padał deszcz, dalej mokliśmy. Masza skróciła zwiedzanie do szybkich fotek wokół centrum i po pół godzinie ruszyliśmy dalej, w stronę erywania. W ogóle od wczoraj motorek gorzej reagował na odkręcanie gazu, troche wypadały zapłony, prychał i nawet strzelał z wydechu, na wolnych obrotach niestabilne 900-1100obr/min i potrafił zgasnąć. Już planowałem jakieś grubsze rozbieranie gaźnika itp w najbliższym mieście, ale wpadłem na jeden pomysł. W kanistrach wieźliśmy paliwo z turcji, gdzie motor jeszcze dobrze chodził. Wypaliliśmy do zera paliwo w baku i przepompowaliśmy z kanistrów. Człowieku, dzień a noc, jaka różnica! Od razu wolne obroty sztywne 1500obr/min, reakcja na gaz bardzo żwawa, motor znowu zrywny itp. Nawet masza powiedziała że czuje różnice jako pasażer. Wniosek jest taki, że w demoludach jest dziadowskie paliwo, tzn. chrzczone wodą albo czymś innym. W polsce jeszcze niedawno takie coś też było na porządku dziennym. Teraz mamy problem, bo nie wiemy gdzie tu tankować żeby nie natknąć się znowu na trefne paliwo. Mamy nadzieję że w stolicy będzie jakaś dobra stacja, niech nawet będzie droższa, bo przecież paliwo tutaj to tylko ~3,70zł za litr. Na razie dojechaliśmy do erywania, lekko po południu, to był jeszcze czas przejść się trochę po mieście. Szliśmy do centrum ale bez konkretnego celu, masza oglądała wszystko i cykała fotki. Wpadliśmy oczywiście na jakąś szamę do jednej restauracji i zamówiliśmy dużego szaszłyka i kiebap adana (ten wałek mięsny). Szaszłyk był spoko, ale kebap już nie - smakował jak takie tanie mięso mielone z biedry, a nie jak grilowana baranina. Jednak turki robią najlepsze kebapy. Kierowaliśmy się już w stronę hotelu ale wskoczyliśmy jeszcze do marketu po wodę i piwo dla maszy. Piwo nazywa się Ararat - prawdziwie azjatycki polot w wymyślaniu nazw, zupełnie jak w indochinach. Jeszcze przeparkowaliśmy dominatora łańcuchem do balustrady i siedzimy sobie w hostelu, masza pije piwko i szuka miejsca do obejrzenia na jutro a ja właśnie kończe pisać i zabieram się za zgrywanie zdjęć z telefonów.

Jakieś filmy:
https://youtu.be/whh_zdLv-tQ
https://youtu.be/KsBTg1uc3eI

A tu filmy z jazdy przez gruzję:
https://youtu.be/5p1DEeHPOdI
https://youtu.be/6l_bczq5QGk

P_20190906_122132.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 236,18 KB

P_20190907_081323.jpg
Plik ściągnięto 6 raz(y) 503,92 KB

P_20190907_165839.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 442,6 KB

P_20190907_173754.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 265,18 KB

P_20190907_175514_PN.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 348,06 KB

P_20190907_220403.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 222,52 KB

P_20190907_222728.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 238,38 KB

P_20190908_133745.jpg
Plik ściągnięto 12 raz(y) 447,75 KB

P_20190908_165821.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 323,13 KB

P_20190908_173411.jpg
Plik ściągnięto 6 raz(y) 394,18 KB

 
     
Qwet 
Honda NX 650 97r


Wiek: 34
Dołączył: 25 Wrz 2018
Posty: 215
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-09-18, 05:42   

Wyszliśmy rano z hotelu celem jak najszybszego dotarcia do pierwszego miejsca - monaster Geghard. Pogoda nie zachęcała, chmury i 12 stopni, no ale czas w drogę. Pojechaliśmy zatankować na jakiejś stacji która wygląda na porządną i zatankowaliśmy paliwo premium - droższe, 95 oktanów, nie trzeba aż tyle oktanów do dominatora ale mamy nadzieję że tego już nie chrzczą wodą. W ogóle wszystkie te benzyny w demoludach śmierdzą ohydnie że można się zerzygać. Europejskie paliwa mają słodkawy zapach, można powiedzieć że nawet miły dla nosa, a w demoludach śmierdzą jak opierdziane szczyny. Na szczęście na paliwie premium dominatorek już nie robił takich jaj jak na poprzednim regular. Jeszcze zanim wyjechaliśmy z miasta zaczeło totalnie lać, tak że po tych 30km byłem całkowicie mokry. Masza mniej bo siedziała z tyłu i była grubiej ubrana, więc tym razem to mi było najbardziej zimno. Dobrze że chociaż masza sobie pooglądała świątynie, ja siedziałem pod jakimś daszkiem i trząsłem gdy wszędzie wkoło jeden wielki wodospad. Potem czekaliśmy z maszą aż przestanie padać, ale czekaliśmy długo więc w którymś momencie jak deszcz lekko osłabł masza zarządziła kolejny kierunek - świątynia Garni. Byłem skostniały tak że nie mogłem sprzęgła wcisnąć, ale jechałem. W świątyni Garni były świeczki to zalogowałem się przy nich i grzałem ręce 20 minut, a w tym czasie masza obejszła sobie całość. Kolejny cel - jakieś miejsce nad brzegiem jeziora 80km stąd - no chyba sobie jaja robisz. Decyzja powrót do hotelu, zgrzewka piw po drodze i suszenie. Zajeło nam to dobre 3 godziny, masza w tym czasie wyżłopała 6-pak. Ja korzystając z wolnej chwili i z tego że mamy parking pod dachem poszedłem zrobić jakieś obsługi motura (wymiana świecy, regulacja sprzęgła, gazu). Wysuszeni wyjechaliśmy znowu na miasto, już nie padało więc komfort. Nie jeździliśmy długo, masza szybko zarządziła powrót, bo jutro otwiera się większość muzeów to trzeba wcześniej wstać żeby wszystko zdążyć. Po drodze jeszcze dwa piwa dla maszy, które wypiła jak próbowaliśmy oglądać coś na CDA, ale były takie przerwy w ładowaniu że zrezygnowaliśmy i poszliśmy spać. Rano maszy przestawił sie budzik i wstaliśmy późno, jakoś 9:20, więc masza zarządziła wysokie obroty i już o 9:35 grzaliśmy olej w silniku dominatora. Pierwszy cel - muzeum z rzadkimi dokumentami obok głównego placu w erywaniu, nie wiem jak się nazywa. Masza weszła a ja pisałem na laptopie, więc nie wiem jakie było, ale z zewnątrz wyglądało dość monumentalnie. Dalej odwiedzaliśmy kościoły w różnych miejscach miasta i na obrzeżach, przy okazji po drodze napawaliśmy się urokami miasta. W sumie to nie miało zbyt wielu uroków, nawet masza stwierdziła że jest brzydkie, a to już naprawdę źle o nim świadczy. Za to góry wkoło miasta są super - widać je z różnych pagórków i wyżyn miasta. Nawet widać szczyt ararat (taka góra, skojarzyła mi się z 5 rozdziałem Diablo II, ale jest prawdziwa!). W czasie jazdy i chodzenia po mieście zaczepiają nas różni armeni i gadają po polsku (!) jak tylko zobaczą tablicę rejestracyjną albo usłyszą jak gadamy. Oni mają taki dziwny akcent i gadają niechlujnie troche jak pijani, ale ważne że mają dobre intencje :) Masza mówi że oni często jeżdżą do polski na robótki i stąd sie nauczyli. Pomiędzy jednym cerkwiem a drugim znaleźliśmy fajną knajpke z sandwiczami i zamówiliśmy szawarme w bułce. Była na tyle smaczna że domówiłem sobie kolejną i zjadłem ze smakiem. Wzieliśmy też armeńską lemoniade brzoskwiniową z dozownika ale w przeciwieństwie do tureckich czy gruzińskich nie była dobra. Po zwiedzaniu zabytków skoczyliśmy na tą stację co tankowaliśmy wczoraj żeby zalać kanistry i bak do pełna na jutrzejszą trasę i do sklepu po piwo żeby zalać maszę do pełna na dobry sen. Wróciliśmy więc do hotelu, wykąpaliśmy się, masza posiedziała na necie z piwem ja na laptopie pisząc relację. Poszliśmy spać wcześniej, jakoś 21 żeby wstać wcześniej bo mamy trochę do nadrobienia. Wylogowaliśmy się z hostelu dość wcześnie i od razu pojechaliśmy do cmentarzyska chaczkarów. Z początku myślałem że chaczkarowie to takie plemię tubylców, ale maria mówi że chaczkary to inaczej nagrobki... no mniejsza. Cmentarz był mroczny, do tego było pochmurno i mgła, jak w jakiejś grze z zombiakami. Nastęmny cel - klasztor Sevanavank. To taki kościołek na szczycie góry na cyplu (fiordzie?) wgłąb jeziora. To jeziorko Sevan jest położone dość wysoko nad poziomem morza że aż chmury sięgały do jego powierzchni. Widać to na jednym zdjęciu. Po obejrzeniu tego ostatniego zabytku przyszedł czas wracać z armenii do gruzji. W sumie to plan był żeby wjechać prosto do azerbejdżanu, ale armeńczycy mówili że tam są okopani żołnierze z karabinami, że lepiej przejechać przez gruzję bo tam nie strzelają. No to jazda, kierunek - tbilisi, do przejechania 220km. Temperatura w armeńskich górach jakieś 12 stopni, mówie maria spoko, byle tylko nie padało. No i zaraz po tym, zgodnie z prawem murphy'ego, zaczeło lać. Po pół godzinie byłem przesiąknięty i trząsłem, masza nie była taka mokra bo siedzi z tyłu ale też trzęsła. Do tego ta dziurawa droga pełna błota, zawały kamieni po lawinach, koparki, krazy i inne kwiatki. Dopiero pod granicą z gruzją droga się poprawiła i przestawało padać, poza tym zjeżdżaliśmy coraz niżej temperatura rosła i zaczynaliśmy powoli schnąć. Spodziewaliśmy się ogromnego korka na granicy, ale nie, było wręcz luźno i przeszliśmy kontrole moment. W strefie między bramkami widzieliśmy tira z podniesioną nadbudówką, dwuch umorusanych w smarze armeninów chodzących po silniku i co jakiś czas jak próbowali odpalać wybuchały tumany szaroniebieskiego dymu z silnika (nie z wydechu). Uszczelka pod głowcą jak nic. Dalej gruzja już znajomy kraj, w miarę zbliżania się do tbilisi robiło się coraz niżej i cieplej, ostatecznie około 26 stopni w samym mieście. Był wieczór więc nie było sensu pchać się do azerbejdżanu, więc zalogowaliśmy się w jakimś hostelu co masza wybrała i poszliśmy jeszcze na miasto. Zaszliśmy do fajnej restauracji z tradycyjną gruzińską kuchnią i zamówiliśmy dwie zupki - ja żółtobiałą z kurczakiem, a masza brązową z krową. Moja była super, grzybowo-serowa, a maszy taka sobie. Powrót do hostelu po drodze piwko jakaś zakąska itp. W ogóle pod hostelem trwała impreza przy ognisku z gitarą i masza nie mogła spać. Chyba zebrali się ci kolesie co przyjechali swoimi kamperami (jeden to naprawdę ogromny mastodont, prawie jak tir), jedni z niemiec drudzy z rosji jeszcze inni nawet z japonii. I się dogadują. Ale masza nie ma ochoty dołączać i zarządziła spanie, bo jutro 600-kilometrowa misja po nie wiadomo jakich drogach, więc trzeba wyjeżdżać o 7:00. Toteż skończyłem pisać szybciej, jeszcze wrzuciłem szybko zdjęcia i też poszedłem spać.

Filmy z trasy:
https://youtu.be/vA2OcZ6PozM
https://youtu.be/knsKqR630ps
https://youtu.be/ld0ttrg7daw
https://youtu.be/4nYVn94RVKg
https://youtu.be/-pLgYSeJdmI

20190910_181626.jpg
Plik ściągnięto 8 raz(y) 327,63 KB

P_20190909_114154.jpg
Plik ściągnięto 7 raz(y) 573,54 KB

P_20190909_121447_PN.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 499,23 KB

P_20190910_144952.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 390,04 KB

P_20190910_170144.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 265,57 KB

P_20190911_111901.jpg
Plik ściągnięto 0 raz(y) 371,67 KB

P_20190911_114634.jpg
Plik ściągnięto 3 raz(y) 306,35 KB

P_20190911_121819.jpg
Plik ściągnięto 2 raz(y) 455,76 KB

P_20190911_122949.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 307,24 KB

P_20190911_155528_PN.jpg
Plik ściągnięto 1 raz(y) 641 KB

 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,13 sekundy. Zapytań do SQL: 14