Honda NX 650 Dominator

PODRÓŻE MAŁE I DUŻE - Portugalia 2011

Ola - 2014-07-24, 09:19
: Temat postu: Portugalia 2011
Dawno temu byłam na pięknej wyprawie do Portugalii i z powrotem. Nie miałam okazji i czasu napisać dłuższej relacji z tej podróży. Myślę, że nadszedł wreszcie na to czas :)

Zapraszam na historię w odcinkach.
nx-rider - 2014-07-24, 09:32
:
skromny ten 1 odcinek :-P
Ola - 2014-07-24, 09:48
: Temat postu: Pomysł
Skąd pomysł na Portugalię?

A więc ..., był sobie pewien Czarnuch (Jorge) co w 2009 roku napisał, że planuje za 2 LATA (!) wyprawę do Portugalii i że zbiera ekipę i sprzęt :) Zabierał, zbierał, pakował się, rozpakowywał, aż wreszcie ekipa pojechała bez niego... Ale to właśnie jemu zawdzięczamy kierunek.

Kto pojechał?

Ekipa którą zbierał Jorge przez dwa lata pączkowała, ewoluowała, wypuszczała niby nóżki, które potem usychały i odpadały, aż wreszcie w lutym 2011 okazało się, że jadę: Ja, Kici, Lena i Wojtek. Motocykle - dwie piękne Afryki :)


Kiedy?

Miał być początkowo czerwiec 2011, ale znając już skład jadących ustaliliśmy sobie wrzesień. Tak więc od lutego szykowałam się na wyjazd :) 8 miesięcy w pełnym bojowym napięciu, załatwianiu różnych spraw. W końcu miało nas nie być miesiąc. Po powrocie szefowa stwierdziła, że musiała oszaleć, że mnie na tyle urlopu na raz puściła :) Ale jakoś sobie poradzili beze mnie :)
Ola - 2014-07-24, 09:50
: Temat postu: nx-rider
nx-rider - cierpliwości - ściągniecie całych Wikingów na raz czy Gry o Tron i obejrzenie ich jednej nocy powoduje głównie ból głowy :) To będzie powolna relacja :)

Ale dziękuję za odzew, zachęca do pisania.
Ola - 2014-07-24, 10:45
:
Na zachętę przedstawienie rydwanu i jego załogi.
Oczywiście zdjęcie pokazuje moto na długo przed wyprawą, pó 1/4 niej doszło mu trochę kufrów i innych dodatków.
wojtekk - 2014-07-24, 10:48
:
Ola, zachęta dobra czekam na dalsze epizody.
Raviking - 2014-07-24, 15:18
:
Ola, Dawaj,dawaj :mrgreen:
Ola - 2014-07-24, 16:55
: Temat postu: aaaaaa
20 minut pisania i wszystko szlag trafił.....

A już mnie namówiliście i napisałam bardzo piękny i wzruszający odcinek...
Ola - 2014-07-24, 17:12
:
Pisałam właśnie o tym, że przygotowanie się do takiej wyprawy to nie tylko zaklepanie urlopu, uzbieranie kasy czy usprawnienia w motocyklu. To czasem także trudne rozmowy, dogadywanie się z innymi lud 1/4 mi, próba pogodzenia własnych marzeń z marzeniami innych. Miały nas jechać cztery osoby, z czego Leny i Wojtka prawie nie znałam, a z Piotrkiem dopiero co zaczynałam się bliżej poznawać. Co tu owijać w bawełnę, poderwał mnie chyba rok wcześniej właśnie na motocykl :) Pamiętam nasze poważne rozmowy, próby odwiedzenia mnie od pakowania się w ciemno w taką podróż. Pamiętam, jak Kici mówił, że to ma być moja decyzja, on do niczego nie zmusza, nic nie obiecuje. Ja mądrze dopowiadałam, tak, tak, oczywiście, rozumiem, a w duszy słyszałam tylko JUPIIII PRZYGODA JEDŹMY JUŻ TERAZ ZARAZ NATYCHMIAST!!!!. Chyba było to trochę niemądre, ale nie dałam się zniechęcić.
Ola - 2014-07-24, 17:23
:
Poważne rozmowy były na wiosnę, a potem klamka zapadła i trzeba było się zająć bardziej przyziemnymi sprawami - uzgodnić termin i urlop, uzbierać kasę, kupić ubezpieczenie, przygotować motocykl (tym razem jeszcze nie byłam za to odpowiedzialna), zacząć szykować wyposażenie. Niektóre sprzęty biwakowe i motocyklowe już miałam, ale na przykład do tej pory je 1/4 dziłam w glanach. Tak więc największy mój wydatek przed wyjazdem to prawdziwe buty motocyklowe. Najdroższe i najwygodniejsze buty jakie kiedy kiedykolwiek zanabyłam. Cieszyłam się jak dziecko:)


Sama podróż zaczęła się dla mnie 9.09.2011. Był piątek. Wtedy to spakowałam się i wyszłam z domu. Czekało nas jeszcze nocne pakowanie motocykla na Tarchominie w podziemnym garażu. Wyobra 1/4 cie sobie migające sztuczne światło, zapach benzyny i smaru, rozrzucone wszędzie graty - ubrania, zupki chińskie, papier toaletowy, zapasowe części, skarpetki, piersiówki, konserwy, suszarkę, kostium kąpielowy, namiot, śpiwory, karimaty... Na tle tego dwójka miotających się wariatów, popijających coś mocniejszego na odwagę :)
Ola - 2014-07-24, 17:26
:
A efekt pakowania był taki:
Raviking - 2014-07-24, 18:32
:
Ola napisał/a:
zapach benzyny i smaru, rozrzucone wszędzie graty - ubrania, zupki chińskie, papier toaletowy, zapasowe części, skarpetki, piersiówki, konserwy, suszarkę, kostium kąpielowy, namiot, śpiwory, karimaty...


to jest to :mrgreen:
Alibaba - 2014-07-24, 21:17
:
Ola wspaniale ze sie zebrałaś do tej relacji i bardzo ciekawie sie zapowiada , mam nadzieję że jeszcze w słotne zimowe wieczory będziemy z niecierpliwoscia czekać na następne odcinki.
Do zoba w sobotę
Ola - 2014-07-25, 08:33
:
ok, czyli mam się nie spieszyć, skoro do zimy ma wystarczyć :)


Pochwalę się jeszcze, że osiągnęłam doskonały minimalizm w pakowaniu - w porównaniu z drugim motocyklem wyglądaliśmy lajtowo. Okazało się, że czy pakujesz się na tydzień czy na miesiąc musisz zabrać dokładnie tyle samo rzeczy. Robiliśmy po prostu po drodze pranie. Potem pod siatką rzeczy schły w czasie jazdy. Na wielu nawet najtańszych campingach w tej części Europy były pralki na monetę (2 euro chyba?).

Dla porównania Afryka Leny i Wojtka:
Trzeba im jednak przyznać, że w kryzysowym momencie poratowali nas częścią do motocykla oraz, że byli lepiej przygotowani do zwiedzania i podróżowania pieszo.
Ola - 2014-07-25, 16:07
: Temat postu: Odcinek 1.
Odcinek 1.
Poprzednio to był prolog :)


Spakowani, to jeszcze mały kieliszek z rodzicami Piotrka i spać. A rano: W drogę, witaj przygodo, żegnaj Warszawo!

10.09.2011 - wyturlaliśmy się z Tarchomina w kierunku Poznania. Tam miał na nas czekać obiad u siostry Piotrka. Czyli nadal rodzinnie, bezpiecznie, w granicach znanego kraju. Siedząc z tyłu między bagażami czułam się jak w wygodnym fotelu. Mogłam podziwiać widoki, rozglądać się, a nawet przysypiać. Zależało nam na jak najszybszym opuszczeniu znajomych rejonów, więc zdecydowaliśmy się na nudne autostrady i drogi szybkiego ruchu.

Na jednym z pierwszych postojów, na stacji benzynowej, zaczęły się nasze przygody :) Okazało się, że załadowany manelami motocykl, z pasażerem i jeszcze sam nie należący do najlżejszych, nie jest taki łatwy do utrzymania przy zerowej prędkości. Tak więc zaliczyliśmy zawstydzającą parkingówkę. To chyba była pierwsza gleba w moim motocyklowym życiu. Pamiętam przerażoną minę Kiciego, jak podnosząc się z ziemi zobaczył, że moja noga uwięzła pod dziwnym kątem pod jednym z bocznych kufrów. Chwila grozy, panika w głosie. Kici krzyczy „Noga, noga!”. Ja nie wiem o co mu chodzi, bo wydaje mi się, że wszystko jest ok, nic nie boli. Gramolę się do pionu i czuję, że coś trzyma mojego buta (róg kanciastego metalowego kufra), ale noga na szczęście nie uszkodzona. Kochane butki ochroniły i przed obiciem i przed skręceniem. Tak więc stoję w dziwnym rozkroku, a Kici sam stara się podnieść Afrykę z bagażami, żeby mnie uwolnić. A co robią kierowcy samochodów obok? Gapią się zamiast pomóc… Na szczęście adrenalina pomogła, Kici zamienia się w Supermena i podnosi pojazd prawie nad głowę ;) Odprowadzamy się na bok i chwilę siedzimy na krawężniku czekając aż emocje opadną. Znaczy ja siedzę, a Kici ogląda czy Królowa nie ucierpiała. Chyba nie, więc możemy wrócić do tankowania, a potem śmigać dalej.

W samym Poznaniu (szalone miasto jeśli chodzi skrzyżowania, światła itd.) na jednym z rond, okazuje się jeszcze jedna rzecz. Przy ostrym skręcaniu i kładzeniu motocykla nagle Kiciemu lekko wyrywa z rąk kierownicę, a ja widzę iskry spod nas. To jeden z kufrów przytarł rogiem o asfalt (od tej pory ma lekką dziurę w tym miejscu). Znaczy są za nisko zamontowane na stelażach. Znaczy na najbliższym postoju, poza obiadem czeka nas wypakowanie się, wywiercenie nowych otworów i przykręcenie walizek trochę wyżej. Oboje cieszymy się, że okazało się to już teraz i nie skończyło się kolejną glebą.
Ola - 2014-07-25, 16:58
:
Na zachętę zdjęcie z pierwszego noclegu:
Demolka - 2014-07-25, 18:12
:
nie, Ola, nie sluchaj ich, nie czekaj do jesieni bo pośniemy :-P
raczej przyspiesz :)
fajnie!


Ola napisał/a:
suszarkę

szacun! 8-)
Ola - 2014-07-26, 09:29
: Temat postu: 2:
Ok., no to przyspieszamy :)

Poznań, obiadek, kufry wyżej, a potem na południe prujemy, prujemy, prujemy i oto lądujemy na zlocie motocyklowym w pięknych ruinach. Wieczorem oglądanie czyjejś relacji z podróży na wielkim telebimie na dziedzińcu, wycieczki pod kapliczkę, impreza do rana. A potem spanie w zrujnowanych komnatach między 50 trollami (chrapiącymi, pierdzącymi i bekającymi przez sen). Ciekawe jak bardzo chcieli mnie zabić gdy o 5 rano poderwał mnie budzik.

11.09.2011 - Zaspani porzucamy dzielnych kompanionów i jedziemy do Zgorzelca. Tam mamy się spotkać z drugą Afryką, przekroczyć granicę i lecieć dalej już razem. Największą radość sprawia mi przekroczenie niechcący granicy niemieckiej. Nagle inny świat, inne napisy. Znaczy jesteśmy za daleko, wracamy, bo umówiliśmy się jeszcze w Polsce ;) I dalej razem, pędzimy, pędzimy przez Niemcy jak najszybciej, bo tu nic nie planowaliśmy zwiedzać. Miłe zaskoczenie - Niemcy nie są wcale takie brzydkie jak mi się z opisów wydawało. Mijamy piękne zadbane małe miasteczka, nie ma wszędzie reklam, jest dużo przyrody i zieleni. Cudownie. A to wszystko mogę podziwiać z tylnej kanapy, aaaa, lenistwo. Niestety po południu zaczyna lać. Pierwsza kłótnia, Wojtek jadący jako pierwszy mimo coraz większej ulewy nie zatrzymuje się. Coraz bardziej przemakamy, a przeciwdeszczaki suche w kufrach. Wreszcie Kici nie wytrzymuje, skręca z asfaltu w las w pierwszą dróżkę. Krzycząc na siebie zakładamy w ulewie kolejne warstwy. Nie udaje nam się też znale 1/4 ć sensownego campingu, tak więc wściekli krążymy nocą po małych miasteczkach spotykając kolejne zamknięte miejsca namiotowe. Wreszcie nie wytrzymujemy i wbijamy się do jakiegoś pensjonatu. Lukrowane różowe firanki, bibeloty, białe dywaniki i przemili starsi Państwo. I masakryczna cena! Możemy jednak się wysuszyć i wykąpać w wannie. Suszarka idzie w ruch. Najlepsze jest to, że wzięcie jej, to nie mój pomysł a Kiciego (miała służyć głównie do suszenia przemokniętych butów, Kici widać nie lubi mchu między palcami), ale przydała się też do moich włosów :) Obiecujemy sobie jednak, że to pierwsza i ostatnia taka noc z wygodami. Miał być lekki survival, a tu wyra 1/4 nie przesadziliśmy.

Noc z duchami i trollami (był ktoś z Was wtedy na tym zlocie? ). Suszenie gratów w niemieckim pensjonacie.
tolczej - 2014-07-26, 21:14
:
Ola dobre..
czekam z niecierpliwością i ciekawością na kolejne odcinki...
Asia - 2014-07-27, 11:35
:
Ola niecierpliwie czekam na ciąg dalszy tej historii :-D
Trol - 2014-07-27, 13:01
:
Oooo coś się ruszyło na forumie :-) . Za sprawą "grzecznej" Oli :->
Fajnie się czyta, zwłaszcza jeżeli kto głodny , przygód.
Bolo - 2014-07-27, 19:19
:
Właśnie wróciłem do domu, siadam do ulubionego serialu a tu ..... brak odcinka !!!
Ola, dawaj, dawaj ....
wojtekk - 2014-07-27, 20:51
:
Bolo, właśnie podzieliłem Twoje losy. Ola, Ola....
Ola - 2014-07-27, 21:18
:
Odcinek trzeci:
Dzisiaj będzie trochę bardziej leniwie:)

12.09.2011 - Przez Niemcy przejechaliśmy właściwie samym środkiem, kierując się na Metz. Jest to miasto we Francji, gdzie postanowiliśmy zażyć trochę kulturalnej rozrywki zwiedzając piękną katedrę. Wieczorem lądujemy na francuskim campingu nad jeziorem. Z Piotrkiem wybieramy się na spacer. Towarzyszy nam butelka miejscowego wina i pies właścicieli. Jest leniwy wieczór, ptaki ćwierkają, woda pluszcze. A my wspominamy dzisiejszy dzień i małą wpadkę, polegającą na "skróceniu" sobie drogi przez Belgię.

Lekcja na przyszłość - nigdy nie ufaj GPS-owi. Chętnych zapraszam do zerknięcia na mapę. Proszę sobie wyobrazić najkrótszą drogę ze Zgorzelca do Metz. Raczej nie wiedzie ona przez Belgię, ale GPS wiedział lepiej. Dzięki temu mamy jeden kraj więcej do kolekcji. Chociaż jedyne co w Belgii widzieliśmy, to wielki parking przed supermarketem gdzie na krawężniku jedliśmy obiad złożony z bułki i pasztetu. Pewnie Belgijskiego;)

Dzięki pó 1/4 niejszym doświadczeniom wiemy, że ten camping był ostatnim we Francji, na którym dogadaliśmy się po angielsku. Pó 1/4 niej trzeba było doskonalić zdolności mimów, aktorów i plastyków.

Foty:
ustalanie trasy - nie pomogło:)
katedra w Metz
Ola - 2014-07-28, 17:06
:
Odcinek 4.

13.09.2011 – jest wtorek. Niby tylko kilka dni minęło od rozpoczęcia wyprawy, a już jesteśmy w innym świecie, w innym klimacie, inne rzeczy nas martwią i fascynują w ciągu dnia. Pojawiają się pierwsze rozbieżności jeśli chodzi o preferencje zwiedzania i spędzania wakacji. Lena zaplanowała, że chce we Francji obejrzeć wszystkie wartościowe zabytki po drodze. Kici był tym trochę zawiedziony, wydawało mu się, że z Wojtkiem ustalili raczej szybki przelot do Hiszpanii i tam pomykanie po dzikich ścieżkach. Hmmm… Ktoś tu się chyba nie dogadał… Ja natomiast byłam tak zachwycona wyprawą, że było mi wszystko jedno co robimy i oglądamy, wszystko było dla mnie nowe i piękne.

Na razie postanawiamy więc iść za tropem katedr. Kierunek Reims, a potem Rouen. Czyli trochę nie po drodze do Hiszpanii.

W okolicy Rouen (Normandia) znajdujemy camping (polecam opcję wyszukaj najbliższe pola namiotowe, tu GPS nie zawiódł) i pierwsze co robimy, to otwieramy wino. Namioty same się rozstawią. Szykujemy się także na nocne zwiedzanie miasta i obżarstwo w restauracji.

Zdjęcia:
Katedra w Reims, noc w Ruen. Gdzie moje trzecie wino i kaczka :)
Alibaba - 2014-07-28, 20:39
:
:mrgreen:
Ola - 2014-07-28, 21:12
:
Przez Francję Panie Alibaba, przez Francję.
Prze Niemcy szybko poszło.


ola
Alibaba - 2014-07-28, 22:05
:
Ola popraw datę akcji odcinka 4 ;-)
Ola - 2014-07-28, 22:16
:
aaaaaha, no tak, poprawiam, było 2014 :)
Ola - 2014-07-29, 21:39
:
testuję wklejanie zdjęć bezpośrednio z internetu, żeby nie obciążać naszego serwera.
proszę o info czy zdjęcie się wam pokazuje jak trzeba?





ola
Alibaba - 2014-07-29, 21:51
:
Ola Taaak
Ola - 2014-07-29, 22:47
:
Odcinek 5:

14.09.2011 - jedziemy na zachód Francji. Cel opactwo Saint Michel.



Opactwo położone jest na wysepce, połączonej ze stałym lądem cieniutką groblą. Do tego co jakiś czas przypływ zalewa okoliczne tereny.




Dojeżdżając groblą do opactwa coraz wyra 1/4 niej widzimy, że nie jest to po prostu klasztor na górce, ale cały kompleks zabudowań, domów, klasztorów, kościołów, uliczek, sklepików i restauracji. Spędzamy cały dzień buszując po zakamarkach, ogrodach i katakumbach.














W momencie kiedy byliśmy w St Michel, woda była na najniższym poziomie. Widok z opactwa:



Tu gdzie stoją autokary wieczorem już była woda. Ostała się tylko ulica, boczne parkingi utopione.



Nocowaliśmy na campingu w pobliżu wyspy, tak więc wieczorem mogliśmy znów, tym razem na piechotę, połazić po niedostępnych miejscach tajemniczego opactwa.



Patrząc na niektóre zdjęcia, zachodzi podejrzenie, że nadużywaliśmy wina, ale to nie prawda. Plotki i pomówienia. Zdjęcie było pozowane :)




Tego dnia spędzamy dużo czasu łażąc po prostu po St Michele. W ciągu dnia musimy się trochę przepychać między tłumami ludzi, ale dzięki temu przesyca nas atmosfera ruchu, rozgardiaszu, zamieszania i radości. Na dolnych poziomach St Michel to centrum turystyczne, gdzie pełno jest restauracji, kafejek, sklepów z pamiątkami umieszczonych w wąskich, wijących się ku górze uliczkach. Jednak czym wyżej się wspinamy, tym spokojniejsza i bardziej kontemplacyjna staje się atmosfera. Najbardziej podoba nam się wieczorny spacer. St Michel zmienia się nie do poznania. Woda podchodzi pod samą ulicę i mury klasztoru. Wszystkie kawiarnie, sklepiki są już dawno zamknięte. Turyści są pochowani w wygodnych hotelach na lądzie. A my jak wariaci biegamy po wszystkich poziomach, po skałach nad bulgoczącym złowrogo morzem, między bramami i kościołami świecącymi czarnymi czeluściami okien. Niestety z tych nocnych wędrówek nie zachowały się dobre zdjęcia, ale gdybyście kiedyś byli w pobliżu, sprawd 1/4 cie sami różnicę między dniem na nocą w tym ciekawym miejscu.
Alibaba - 2014-07-29, 23:04
:
?wietna atmosfera , podobne wrażenia i nocne łażenie przeżyłem w Splicie w Chorwacji .
Ola - 2014-07-30, 00:08
:
Dziś w nocy, specjalnie dla Demolki, kolejny odcinek :)

Odcinek 6:

Życie nomada i spędzanie każdej nocy w innym miejscu coraz bardziej nam się podoba. Zwijanie rano namiotu i pakowanie motocykla staje się przyjemną codziennością. Poza wynajdywaniem interesujących miejsc do zwiedzania, staramy się także, aby zwykłe sprawy, jak poranne śniadanie, były trochę bardziej magiczne niż zwykle. Wyszukujemy miejscowe specjały i dbamy o atmosferę oraz oprawę artystyczną. Na poniższym zdjęciu widzą Państwo ściereczkę, solniczkę i pieprzniczkę zabrane z Polski specjalnie na takie okazje. Widoczny w centralnym miejscu kwiatek przetrwał 10.000 km podróży i znajduje się obecnie w pudełku z pamiątkami z wyprawy.

15.09.2011 - Dzisiaj jedziemy do Carnac znajdującego się w części Francji zwanej Bretonią. Jest tam wielkie skupisko prehistorycznych megalitów. Pogoda nas rozpieszcza, jest słonecznie, ale nie za gorąco. Od oceanu wieje rozkoszny wiaterek. Dwu języczne oznakowania miejscowości mówią nam dobitnie, że celtyckie tradycje jeszcze tu nie wymarły.
Ola - 2014-07-30, 00:32
:
Chyba mi się nie chce spać :)

Odcinek 7:
16.09.2011 - camping gdzieś nad Loarą. Na około nas piękne zamki, ale my postanawiamy zwolnić trochę tempo i 7 dnia podróży poleniuchować, zrobić pranie, a już na pewno nie wsiadać na motocykl. Z Piotrkiem coraz lepiej się poznajemy. Wiem już, że nie lubi budyniu i że pomidory kroi w inną niż ja stronę. Patrząc ile metrów kwadratowych zajmują nasze graty po rozrzuceniu ich na trawie, zastanawiam się, jak to możliwe, że codziennie mieszczą się na motocyklu.
Trol - 2014-07-30, 05:34
:
Założę się, że francuskie wino kupione tam smakuje lepiej .
Pogodę mieliście chyba na zamówienie .
Ola - 2014-07-30, 21:01
:
Odcinek 8:

17.09.2014 - dzisiaj postanawiamy zostać drugą noc rozbici w tym samym miejscu (wow). Mamy więc cały dzień na pojeżdżenie sobie po Francji bez obciążenia, bez kufrów, bez bagaży, bez zwijania namiotów. Normalnie rozkosz :) Wbijamy się z powrotem w głąb kraju, je 1/4 dzimy sobie wśród zamków nad Loarą. Niektóre zwiedzamy wewnątrz, niektóre tylko objeżdżamy. Mijamy po drodze piękne miasteczka i cieszymy się z wakacji.
















Alibaba - 2014-07-30, 21:49
:
Ale pięknie , a kto robił foty i jak je 1/4 dziliście bo do każdego posiłku musi być wino więc nie wierzę żeby kierowcy nie pili :-P
Ola - 2014-07-30, 22:54
:
Zdjęcia robiliśmy wszyscy:) W zależności kto dorwał się do aparatu. A te były dwa: ich i nasz. Podejrzewam jednak, że te najlepsze foty są autorstwa Leny.

Piliśmy tylko jak wiadomo było, że tego dnia już nie będziemy nigdzie je 1/4 dzić, czyli najczęściej na wieczornych spacerach. Oczywiście panowie mieli bardziej przechlapane, bo oni za kierownicą siedzieli przez cały miesiąc. My księżniczkowałyśmy na tylnej kanapie :) Zresztą ja wtedy nie miałam jeszcze prawka.
Asia - 2014-07-31, 19:18
:
Ola nawet gdybyś miała wtedy prawko, to utrzymałabyś ten ciężar??? Nawet nie chcę myśleć ile tak zapakowane afryki ważą... :roll: ja wymiękam ;-)
Ola - 2014-07-31, 20:24
:
Szczerze, to ja Afryki nawet bez bagażu bym nie utrzymała :)

Dlatego na razie kombinuję przesiąść się na dużego dominatora, potem może trampek, gs, czy coś, i za jakieś 8 lat może Afrykę okiełznam :)
Ola - 2014-08-04, 00:50
:
Odcinek 9:
18.09.2011 - "Dzień Prawdy".
Tego dnia okazuje się, że nie jestem najlepszą kandydatką na żonę. Udaje mi się popsuć obiad, który składał się z wody i puszki fasolki. Okazuje się też, że Piotrek nie jest najbardziej wyrozumiałym kandydatem na męża, ponieważ udaje mu się wywołać u mnie potoki łez z powodu wyżej wymienionej fasolki. A, zapomniałam dodać, cała akcja miała miejsce w uroczym francuskim miasteczku, gdzie poza polem namiotowym, znajdowały się domy pamiętające XIII wiek, winnice i hektary rosnących gęsto winogron. Jednak w mojej pamięci z tego dnia pozostało wrażenie smutku i straty (płacząc przez godzinę ukryta w toalecie wyszłam stamtąd tak wykończona, że nie zauważyłam braku komórki. Położyłam ją gdzieś obok kibla. Mam nadzieję, że znalazca się nią nacieszył, bo był to jeden z bardziej niezniszczalnych telefonów). A w ogóle to kto chodzi do toalety płakać z komórką w ręku. Może chciałam zadzwonić do kogoś bliskiego i się wyżalić? Nie wiem, ale potem przez całą resztę podróży obyłam się bez telefonu i jakoś przeżyłam. Teraz wydaje mi się to niemożliwe. Chociaż pamiętam jedną akcję, gdzie biegając po jakimś zamku w samym środku Hiszpanii nie mogliśmy się z Piotrkiem odnale 1/4 ć, a wredny stróż zamkowy nie chciał mi pozwolić zadzwonić do niego ze swojej komórki. Wyprzedzając wydarzenia, podpowiem, że zgubienie drogiej osoby w obcym miejscu pełnym różno narodowych turystów jest strasznym przeżyciem. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę jak latam w te i z powrotem po rozgrzanych słońcem ruinach, pocąc się w czarnym motocyklowym stroju. A ja miałam chęć krzyczeć, że zgubiłam ważną osobę, więc niech ruszą wszyscy dupy i zaczną jej szukać. A historia z płaczem i fasolką kończy się tym, że zagrzebuję się w namiocie w śpiworze, a Piotrkowi krok po kroku udaje się mnie odkopać i wyciągnąć na światło dzienne. Fasolkę zjadamy.


Sant Emilion - słynne z winnic i zabytków francuskie miasteczko:
boro - 2014-08-04, 12:19
:
to byl smutny odcinek:(
Ola - 2014-08-04, 12:56
:
Bo też taki był ten dzień. Mimo pięknej pogody i cudownych widoków, wewnątrz mnie był smutek.
Ale dzięki temu, że jakiś czas już minął, mogę o tym pisać :) I smutne i gro 1/4 ne i wesołe momenty, wszystkie składają się na historię wyjazdu. I uważam, że nie powinno się tego w relacjach ukrywać, nie udawać, że było super pięknie różowo, zdobyliśmy wszystkie szczyty, wszędzie byliśmy, kochaliśmy wszystkich ludzi na około a oni nas ;)
Ola - 2014-08-04, 22:19
:
Odcinek 10:
19.09.2011 - jedziemy. Koniec zwiedzania słodkich zameczków we Francji. Lena czuje niedosyt, Kici przesyt. Przed nami Pireneje i Hiszpania. Przedzieramy się przez granicę francusko-hiszpańską, z jednej strony mając strome urwiska wpadające do wody, z drugiej wysokie szczyty pnące się pod niebo. Drogi idealne do jazdy motocyklem, pełne zakrętów, szerokie, z pięknymi widokami. Zachwyca mnie ich wielopoziomowość. Widać, że region w ostatnim czasie się mocno rozwijał. Na samym dole widzimy małe drogi, pnące się zakosami po poszczególnych szczytach. Nad nimi nowsze trasy, pokonujące tunelami i wiaduktami piękne góry. A nad tym wszystkim autostrady, poprowadzone po prostej linii, wspierane na kilkunastu piętrowych kolumnach, tak, że jadący nie czuje nawet, że jest w górach. Te ostatnie trochę przerażają ludzką ingerencją w przyrodę. W takich klimatach zmierzamy do Bilbao. Zmienia się też powietrze. Górskie, ostre, łagodzone zapachami znad Oceanu. Po przekroczeniu gór i granicy, zmienia się roślinność. Nagle znajdujemy się w jakimś egzotycznym kraju, wszędzie palmy, kaktusy, białe domy, łodzie w portach. I tańsze paliwo :) Jest poniedziałek, początek nowego tygodnia. Wszystkie złe myśli uciekają z każdym pokonanym wspólnie kilometrem. Droga i wiatr oczyszczają umysł. Poznajmy nowy język, nowe słowa, nowe napisy mijamy po drodze. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do Francji, a teraz czeka nas oswajanie się z Hiszpanią, która jest zupełnie inna, magiczna, gorąca, bardziej ostra. Poznaję swoje ulubione słowo "lechuga". Brzmi kosmicznie. A oznacza sałatę:) Zamówienie czegoś do jedzenia zawsze wiąże się z pewną niespodzianką, co dostaniemy:) Oczywiście piwo to cerveza. Północ Hiszpanii nie jest tak strasznie nastawiona na angielsko języcznych turystów, dzięki temu mamy okazję sprawdzić jak to jest być w obcym miejscu nie znając żadnych słów. Rozmówki hiszpańsko-polskie odkładamy głęboko do kufra i poznajemy nowy język na własnej skórze metodą prób i błędów.
Demolka - 2014-08-07, 11:57
:
Cytat:
Dziś w nocy, specjalnie dla Demolki, kolejny odcinek :)

:mrgreen: ooo, dedykacja! :D


tak trzymaj, Olka.

Hiszpania jest strasznie sexy :mrgreen:
Ola - 2014-08-07, 22:04
:
cd. 19.09.2011 - nocne wędrówki, gdzieś po północnym wybrzeżu Hiszpanii. Między Bilbao, a Ribadasella. Pozwalamy tyłkom odpocząć od motocykla. Jest romantycznie :)
Raviking - 2014-08-10, 06:28
:
Ola, ta fotka mi sie bardzo podoba


Ola - 2014-08-12, 00:05
:
Na zdjęciu brakuje zarysów postaci mnichów sprzed 500 lat. Zaczytana wśród duchów klasztoru ;)

Odcinek 11:
20.09.2011 - wciąż pozostajemy pod wrażeniem przeprawy przez górską granicę. Wspominamy pierwsze większe miasto hiszpańskie Bilbao, pokazujące potęgę ludzkiej ingerencji w dziki krajobraz. Wspominamy (z pewnym bólem) nocne imprezowanie we dwoje z teqilą na plaży. Dzisiaj postanawiamy na trochę się rozdzielić i każdy rydwan udaje się w inną stronę. Lena i Wojtek rozkoszują się nadmorskimi, niebiesko białymi miasteczkami, a my z Kicim udajemy się w stronę dzikich gór.

Czekają tam na nas jaskinie pełne rysunków naskalnych z czasów, które nawet mi trudno ogarnąć rozumem. Już same groty zachwycają swym pięknem, a dodatkowo do tego na ścianach znajdują się ślady pozostawione przez pierwszych ludzi. Zwiedzamy Cueva de El Castillo, jaskinię skromnie ukrytą wśród gór. Najsławniejsza, czyli Altamira, jest zamknięta na pół roku dla turystów, żebyśmy nie zniszczyli za szybko malowideł naskalnych.

W Cueva de El Castillo przewodnik opowiada mieszanką hiszpańskiego i angielskiego o różnych hipotezach, kto, po co i jak malował zwierzęta, symbole, zostawiał odciski dłoni w tych jaskiniach. Byłam z siebie dumna, że mogłam Kiciemu tłumaczyć na Polski wiele rzeczy. Wychowałam się w domu paleo archeo geo hitorycznym i pewne określenia wspólne dla całej naukowej Europy łapałam nawet po Hiszpańsku. Duma, radość i podziw dla kolejnych formacji skalnych, kolejnych zwierząt sprytnie ukrytych w załamaniach i szczelinach skał. Dowiedziałam się, że prawdopodobnie autorzy tych dzieł specjalnie wykorzystywali fakturę podłoża, rożne zacieki i pęknięcia skalne i wkomponowywali w nie sylwetki bizonów, jeleni, koni, tak, aby nadać im wrażenie trójwymiaru. Przewodnik kazał nam wyobrazić sobie do tego jeszcze płonące ognisko i jego migoczące światło, które powodowało, że zwierzęta zdawały się nawet poruszać. Taki prehistoryczny film :)

Tego dnia poza jaskiniami sprawia nam przyjemność po prostu jeżdżenie na motocyklu. Wprawdzie wyładowana Afryka z pasażerem nie miała szansy wjechać w jakieś straszne bezdroża, ale zjeżdżamy z głównych dróg i zwiedzamy górskie asfalciki. Pogoda nadal nas rozpieszcza.

Wieczorem spotykamy się z Leną i Wojtkiem i szukamy wspólnego noclegu. Znajdujemy piękny camping nad samym morzem. Fale rozbijające się o skały tworzą muzykę do snu. Miejsce ma tylko jedną wadę - unosi się nad nim smród obornika z pobliskich pól, nie dający się wygonić wiatrom z nad oceanu ani następnego dnia pędem naszych maszyn :) Czyli dnia następnego strasznie śmierdzimy.

Rano zwiedzamy miejsce noclegu, patrzymy w morską kipiel poprzez skały, sosny i kozy :)


Dla chętnych wirtualna wycieczka po Cueva de El Castillo
http://cuevas.culturadeca...illo/index.html
Ola - 2014-08-18, 17:40
:
Jakoś mi wena na pisanie siadła.
Chciałam po kolei jechać, a chyba przez kolejne dwa dni nic się nie działo. Już bym wam chciała opisać straszne oczy lisa (za półtora tygodnia), najlepszy seks ever (za jakieś 6 dni), odpalanie Afryki na pych (zgadnijcie kto pchał...) i serpentyny Andory (na wyje 1/4 dzie z Hiszpanii). Ale do tego muszę przebrnąć przez katolickie Santiago de Compostella i zimne i ponure Porto...
jorge - 2014-08-18, 22:53
:
Ola napisał/a:
Jakoś mi wena na pisanie siadła.
Chciałam po kolei jechać, a chyba przez kolejne dwa dni nic się nie działo. Już bym wam chciała opisać straszne oczy lisa (za półtora tygodnia), najlepszy seks ever (za jakieś 6 dni), odpalanie Afryki na pych (zgadnijcie kto pchał...) i serpentyny Andory (na wyje 1/4 dzie z Hiszpanii). Ale do tego muszę przebrnąć przez katolickie Santiago de Compostella i zimne i ponure Porto...


Jak już mnie tu zaciągnęłaś to pisz :D a nie się opieprzasz :D. Dzięki za przypomnienie, że jako rasowa dupa wołowa temat wywołałem i przez live nie pojechałem ;). Pozdrawiam Ciebie i czytających. jorge.
Ola - 2014-08-19, 20:42
:
Przywitaj się lepiej w powitalni, bo cię moderator prześwięci ;)
edit: A, witałeś się, ok. No to teraz już muszę coś napisać :)




ola
Ola - 2014-08-20, 22:26
:
Odcinek 12:
21.09.2011


Poruszamy się wzdłuż północnego wybrzeża Hiszpanii. Mijamy położone nad rzekami i zatokami piękne hiszpańskie miasta (między innymi Ribadeo). Wcielamy się w pielgrzymów i jedziemy do Santiago de Compostela. Na miejscu poza monumentalną katedrą podziwiam ludzi. Spędzam samotnie trochę czasu na placu ?więtego Jakuba obserwując emocje jakie rysują się na twarzach pielgrzymów. Czuję się jak zdrajca i podglądacz, bo my dotarliśmy tu wygodnie na dwóch kółkach. A oni od kilkudziesięciu, czasem kilkuset kilometrów po prostu idą. Codziennie po kilkanaście kilometrów. U celu wędrówki siadają bezpośrednio na
ziemi twarzą w stronę katedry. Niektórzy płaczą, pewnie z ulgi i wzruszenia. Niektórzy wyglądają na prawdziwie wykończonych fizycznie i psychicznie. Większość jednak ma wypisaną na twarzy radość, która i mi powoli się udziela.

Przed znalezieniem noclegu postanawiamy zjeść coś pysznego. Znajdujemy knajpkę, gdzie do wyboru mamy różne rodzaje tortilli. Niepokojące jest to, że kelnerka coś nam tłumaczy machając rękami, jakby doradzając zmianę zamówienia... Nie dajemy się jednak zwieść i uparcie żądamy: tortilla french i tortilla spain. Liczymy na pyszny naleśnik z warzywami i mięskiem zawiniętym do środka. A dostajemy... zobaczcie na zdjęciach sami. Pewnie starała nam się właśnie kobitka wytłumaczyć, że to raczej na śniadanie się zamawia... Ale turyści uparci. Tak więc wciąż głodni szukamy noclegu. Znajdujemy chyba najbardziej
obleśny na trasie camping. Nie chce nam się jednak jechać dalej. Idziemy więc na plażę i opychamy się oliwkami i piwem :)
Ola - 2014-08-25, 22:03
:
13:
22.09.2011
Portugalia
plaży brak
wiocha
zimno
:)


ps. Lena widać, że doświadczona motocyklistka - do zdjęcia w kasku zrobiła dzióbek, mniej głupio się wtedy wygląda ;)
Kici - 2014-09-16, 20:08
:
Coś tu zdechło? :D
Ola - 2014-09-17, 10:03
:
Tak, bo maluje mieszkanie wieczorami zamiast pisać.
A przy okazji możesz mi przypomnieć jakie są trzy furie afrykańskie?
Bo nie pamiętam co nam się popsuło (a to chyba właśnie najbliższy odcinek).
Kici - 2014-09-17, 13:00
:
Afryka się nie psuje! ma po prostu czasami focha jak każda baba :D
Ola - 2014-09-17, 22:21
:
14:

?ciany pomalowane (pierwszą warstwą), więc specjalnie dla Kiciego coś nabazgrzę. A resztę zachęcam do dopingowania, bo bez tego nie chce mi się pisać. Albo do zadawania pytań, albo pisania komentarzy. Wiem, że mało tu błota, a dużo zwiedzania, ale takie były moje początki. Od tego się zaczęło robienie pó 1/4 niej prawka i nauka jazdy, także w terenie. Dziś wiem, że jeśli będę chciała jeszcze kiedyś powtórzyć taką podróż, to wybiorę się w jakieś dziksze, wschodnie tereny. Albo postaram się wybrać trasę omijającą wszelkie miasta i szerokie drogi. Jednak jak do tej pory ta wyprawa jest jedną z najdłuższych i największych jakie przeżyłam, tak więc jedziemy dalej:

Jest 23 września. Docieramy do Porto, stolicy Portugalii - dla Leny i Wojtka jest to symboliczny cel podróży, więc jadą zwiedzać miasto, a my z Kicim postanawiamy poszaleć trochę po okolicy i udajemy się na dłuższą przejażdżkę bez bagaży. Kierujemy się w dzikszą część Portugalii, w stronę Guimaraes, gdzie podobno mieszczą się zgrabne ruinki średniowiecznego zamczyska. Niestety nie docieramy na miejsce :) Jak to Kici nazwał, Afryka strzela focha :) Siedzimy na ryneczku, jest ciepło, miejscowe pijaczki z przed sklepu miło zagadują (nie mamy pojęcia na jaki temat), a Kici grzebie w bebechach motocykla. Koniec końców stwierdzamy, że sami sobie nie poradzimy. Tak więc może odpalimy ją na pych i znajdziemy warsztat? Pomysł doskonały. Tylko słabo się pcha wielką kr... królową pod górkę (utknęliśmy w jednokierunkowej uliczce otaczającej rynek miasteczka na wzgórzu). Jakoś dajemy radę i odjeżdżamy.

Znajdujemy maleńki warsztat, gdzie Kici na migi stara się dogadać z portugalskim mechanikiem. Jakimś cudem odkrywają, że chodzi chyba o regel (do czego to to służy nie wiem;), ale że na miejscu takiego nie dostaniemy. Na szczęście Lena z Wojtkiem mają zapasowy na campingu. Uff... Teraz tylko doturlać się na miejsce i będziemy uratowani. Tak... no więc po drodze motocykl gasł jeszcze kilka razy. Ja zsiadałam, pchałam co sił i wskakiwałam prawie w biegu. Pamiętam, że gdzieś po drodze mijaliśmy piękne maleńkie wioski z domami całymi w niebieskich kafelkach z stolikami na ulicy, przy których siedzieli sami faceci. Ulica brukowana, śliska. Musieli mieć niezły ubaw widząc mnie jak staram się rozpędzić królową ślizgając się na kostce brukowej.... :) Czemu ja wtedy tam zdjęć nie robiłam? Czemu w najfajniejszych i najtrudniejszych momentach człowiek walczy o przetrwania zamiast zachować takie obrazki dla potomnych? Nie wiem, ale ja na szczęście kostkę brukową i niebieskie domy zapamiętam jeszcze długo.
Ola - 2014-09-17, 22:35
:
Afryka naprawiona, możemy śmigać dalej. Utykamy w miejskim korku, więc kiedy Kici walczy o przetrwania przepychając załadowane moto między samochodami, ja pstrykam pamiątkowe fotki z tylnej kanapy.

Porto oczami motocyklisty:
Raviking - 2014-09-20, 08:03
:
Ola napisał/a:
Jakimś cudem odkrywają, że chodzi chyba o regel (do czego to to służy nie wiem;)


R E G L E R ,jak już :-P :mrgreen:

zdecydowanie mało fotek,
pieprzyć malowanie ścian drugi raz ;-)
Ola - 2014-09-21, 22:30
:
Ja się nie znam :)

A ściany dziś pomalowane drugi raz. Jeszcze sufit został...


Może coś w ty tygodniu napiszę, zbliża się moja ulubiona noc podróży :) Wreszcie bez namiotów i cywilizacji.
Trol - 2014-09-22, 08:29
:
Chyba wezmnę zapasowy regel w kieszeń i tam pojadę , 250-ką, a co ?
Będzie mi łatwiej pchać jak się coś innego zepsuje , upsss... strzeli focha ;-)
Raviking - 2014-09-22, 20:34
:
Ola,ściany to się maluje dopiero po parapetówie :-P
Ola - 2014-09-23, 20:04
:
Dziś nic nie maluję, więc mogę wam zdradzić co działo się dalej.
Opuściliśmy Porto (bo było zimne, mokre i szare) i ruszyliśmy dalej na południe. Postanowiliśmy jechać do oporu. Po drodze uskutecznialiśmy małe zwiedzanie nocą (zamek w Obidos), napadliśmy na jedyną nocną jadłodajnię na trasie (MCD), a potem w środku nocy zaczęliśmy się rozglądać za jakąś miejscówką do spania. Znale 1/4 liśmy opuszczone wzgórze z widokiem na rozświetlone miasto. Rano się okazało, że to stare wysypisko śmieci ;) Ja jednak byłam wyspana i zadowolona, podobno nawet padający w nocy deszcz mnie nie obudził.
Ola - 2014-09-23, 20:15
:
24.09 - wypoczęci po noclegu na wysypisku śmieci wspinamy się po serpentynach oglądać zamki Maurów i XIX wieczne pałace szalonych architektów.
Raviking - 2014-09-24, 20:30
:
Mniam ,mniam :mrgreen:
Trol - 2014-09-25, 10:02
:
Bajkowo :->
Ola - 2014-09-25, 21:45
:
Lecimy jeszcze dalej na południe. W nocy szukamy campingu, ledwo żywi i śmierdzący. Ze zmęczenia nie możemy się dogadać co do noclegu. Tak więc ja z Kicim lądujemy blisko plaży, a druga Afra leci szukać większych luksusów. Rano poranek i biegiem pod prysznic, bo sami ze sobą nie możemy wytrzymać. A potem - coś CUDOWNEGO - PLAŻA :)
I tak przez dwa dni - plaża, wino, plaża, wino, plaża wino.... ;)


W ten jesienny lodowaty wieczór - miłego oglądania:
Raviking - 2014-09-26, 20:47
:
Ola napisał/a:
Rano poranek i biegiem pod prysznic, bo sami ze sobą nie możemy wytrzymać. A potem - coś CUDOWNEGO - PLAŻA :)

te dwie ostatnie foty :mrgreen: ........
myslalem,że potem seks ;-)
Ola - 2014-09-27, 11:04
:
;)
lalaalalalala :)
Ola - 2014-09-27, 11:07
:
takie tam w temacie:
Ola - 2014-09-27, 11:43
:
zagadka dla spostrzegawczych - ile widzisz butelek wina na ostatnim zdjęciu?
;)
Trol - 2014-09-27, 18:50
:
Jedna nieśmiało wygląda z namiotu po lewej, druga jest już przed namiotem, trzecia dzielnie pręży się przed Afrą .
Długa noc musi potem była ;-)
Ola - 2014-10-02, 21:19
:
26.09 - leniwej rozkoszy ciąg dalszy, dziś sobie trochę poje 1/4 dziliśmy w około komina.
Plaża w Alvor i klify w Sagres :)
Trol - 2014-11-10, 17:04
:
To już ? Koniec :-( ?
Czy będzie ciąg dalszy ?
Bo tego letniego słoneczka z Twoich fotek to zaczyna nam już brakować :->
Ola - 2014-11-10, 19:08
:
Przed nami jeszcze dzika i pusta Hiszpania :)

Może coś dziś napiszę, czemu nie. Tylko muszę pamiętnik odkopać z jakiegoś pudła.


ola
Ola - 2014-11-10, 19:39
:
Siedzę sobie właśnie w nowym mieszkaniu i zastanawiam się co by tu napisać o ostatnim dniu na plaży. Odcinek będzie się nazywał "Pożegnanie". Udało mi się z jakiegoś pudła odkopać pamiętnik z podróży. Umościłam się z laptopem na legowisku pełnym kocyków, kołder, poduszek i innych cosi zapewniających mi komfort dopóki nie kupię sobie kanapy/łóżka. Brakuje mi tylko piwa w ręku, ale jakoś nie pomyślałam, że będę dziś i pisać i nie uzbroiłam się przekąski i popitki. Tak więc wy myślcie jak teleportować mi browar do ręki, a ja opiszę ostatnie chwile skąpane w Portugalskim blasku.





27.09 - wstajemy rano i biegniemy na plażę. Czemu? Bo wiemy, że to ostatni dzień lenistwa. Czeka nas zaraz pakowanie. Czeka droga jeszcze pełna przygód. Czekają całe połacie nowych terenów do zdobycia. Trzeba teraz wszystko spakować, poskładać, zapomnieć o chęci wypicia kolejnej butelki wina. Droga wzywa. Ale zanim nas
poniesie, robimy ostatnie pamiątkowe zdjęcia, starając się oddać klimat skalistych i urwistych zakątków południowej Portugalii.
Ola - 2014-11-10, 20:21
:
Piwa jak nie ma tak nie było. A legowisko z kocy nie jest jednak tak wygodne na jakie wygląda. Siedzenie na podłodze z laptopem na kolanach jest bardziej męczące niż 300 km dziennie na Afryce ;)

A wracając na półwysep Iberyjski - poniosło nas. Przed chwilą byliśmy w Portugalii, a tu nie zdążyłam się nawet zdrzemnąć na tylnej kanapie i jesteśmy już w Hiszpanii, a dokładniej w Andaluzji. Oddalamy się od wody, więc znika wiatr i lekka wilgotna bryza. Zostaje tylko upał i czerwony pył. A my już nie w kostiumach kąpielowych i krótkich spodenkach tylko w pełni uzbrojeni w czarne grube motocyklowe ubrania... Jedziemy serpentynami. Pokonujemy górki, dołki, ludzi w sumie w ogóle nie ma. Za to zupełnie znienacka trafiamy na ciekawe ruiny. Potem dowiedziałam się z przewodnika, że właściwie na każdym wzgórzu w tym rejonie była jakaś twierdza obronna. Z moim zamiłowaniem do ruin średniowiecznych mogłabym tam spędzić miesiąc zwiedzając je wszystkie.

Zameczek, który trafiliśmy przypadkowo okazuje się całkowicie pozbawiony turystów, opłat oraz przewodników, postanawiamy więc pobuszować trochę w jago ruinach. Łazimy nielegalnie po blankach, strzelamy z łuków do arabów i chrześcijańskich rycerzy. Nie wezmą nas żywcem! Chowamy się w niedostępnych wieżach. A na koniec jemy szybki obiad, bo kolejne przygody czekają :)
Ola - 2014-12-05, 19:29
:
Może bym coś napisała dzisiaj. Bo jakoś zimno i szaro za oknem. Maleństwo śpi w garażu nieświadome, że zastanawiam się, czy je sprzedać i zrobić sobie za to kuchnię w domu... Może jak wrócę myślami do Hiszpańskiej Eskapady, to odechce mi się takich głupich pomysłów :)
Trol - 2014-12-05, 19:42
:
No nie daj sie upraszać , byle jak za oknem, ogrzej trochę, poświeć hiszpańskim cieplutkim słoneczkiem :roll: :-)
Raviking - 2014-12-05, 20:15
:
Ola, płytki i klej tylko kup , zrobimy Ci kuchnię :mrgreen:
Ola - 2014-12-05, 20:48
:
Odcinek dwa tysiące siedemdziesiąty drugi (jak w Modzie na Sukces) - Jest 28 września 2011 roku. Budzimy się rano na znalezionym w nocy campingu. Słońce prześwieca przez kaktusy i krzaki pełne zielonych oliwek. Na śniadanie idziemy przespacerować się po okolicznych zabytkach. Zwiedzamy Rondę, miasto położone na skale. Kici zostaje torreadorem. Na obiad pożeramy kilometry asfaltowych serpentyn i wspinamy się nielegalnie na zdewastowane kładki wąwozu El Chorro. Na kolację lądujemy na Giblartarze i wypatrujemy brzegów Afryki. Nocą spacerujemy po arabskich i czarnych dzielnicach. Trochę się boję. Chyba mogliśmy kupić haszysz. Albo dostać nożem.

Tęsknię za Hiszpanią. Tęsknię za podróżą. Za tym, że jednego dnia mogliśmy zobaczyć tak różne miejsca. Góry. Miasta na skałach. Rzeki. Wąwozy. Skały. Wyschnięte trawy na rozgrzanych zboczach. Morze. A wszystko dzięki dwóm kółkom i naszej zawziętości.
SRsima - 2014-12-10, 06:39
:
kolejne niezwykłe pejzaże- Twoja nostalgia w ogóle mnie nie dziwi :) Wiele nieznanych mi dotąd odsłon jawi ten kraj
Raviking - 2014-12-11, 17:25
:
Kiedy będzie Odcinek dwa tysiące siedemdziesiąty trzeci (jak w Modzie na Sukces) ? :-P
Ola - 2014-12-19, 16:53
:
Na razie przerwa.
Szykuję się na wyjazd w Bieszczady. Jak ktoś chce po górkach połazić ze mną to niech się odzywa, w schronisku jeszcze 10 wolnych miejsc na Sylwka jest :)

ola
Ola - 2015-02-22, 19:19
:
Chyba coś dziś napiszę. W Bieszczadach poznałam wariatów, co spędzają noc sylwestrową głęboko w górach. W tym roku padło na Tarnicę. Trochę wiało, ale było warto. Noc była piękna i pełna gwiazd, a fajerwerki oglądane z góry - coś cudownego. Dziś jednak mam ochotę przenieść się w trochę cieplejsze rejony. Musze tylko zdjęcia gdzieś odgrzebać :)
Raviking - 2015-02-22, 19:41
:
:mrgreen: Dawaj Dawaj
SRsima - 2015-02-22, 20:16
:
wyprawe bieszczadzka mialas niezapomniana :) ...cieple miejsca? Grzej grzej :)
Ola - 2015-02-22, 20:30
:
29 - 30.09.2011 - Hiszpania - zostawiamy cywilizację i turystyczne rejony. Codziennie dzwonimy do drugiej pary, która od czasu plaż portugalskich po swojemu zwiedza świat. Oni pojechali wzdłuż południowego wybrzeża Hiszpanii, w kierunku Barcelony. My po kilku godzinach wzdłuż plaż dla snobo bogaczy (Marbella, hotele, baseny, ulica i nic więcej), postanowiliśmy uciekać stamtąd jak najszybciej w głąb Hiszpanii w kierunku Madrytu. Była to jedna z lepszych decyzji podczas tej podróży. Po drodze trochę ze względu na mnie odwiedziliśmy Granadę, jednak skwar, duże miasto i kilku godzinne kolejki do atrakcji turystycznych przekonały mnie, że nie po to tu jesteśmy. Pamiętam, że znaleźliśmy mały sklepik z jedzeniem i wyczerpani 35 stopniową temperaturą siedzieliśmy na ławce myśląc co dalej. Decyzja - jedziemy w dzicz. Omijamy miasta. Zajadając bułkę, obiecuję sobie, że wrócę tu kiedyś w sandałach i sukience kupując pół roku wcześniej bilety przez internet i zobaczę Alhambrę. Wieczorem trafiamy na camping w środku gór (obok Santa Elena w Sierra Morena) . Spacerujemy wśród gajów oliwnych. Rano śmigamy bez gratów po okolicy, wreszcie lekko ubrani. Znajdujemy ruiny starego młyna wodnego. Ciągnie nas na dłuższy górski spacer, ale boimy się zostawiać Królową bez opieki. Po południu basen (jest chyba z 40 stopni). I Anis - mocny, rozgrzewająco-chłodzący na raz, przezroczysty, gęsty alkohol, który właściciel campingu i jednocześnie barman, nam polecił. Radość :) I lekkie pijaństwo :) Poza nami na campingu są jacyś Francuzi, którzy przyjeżdżają tu na miesiąc urlopu odpocząć od ludzi. Jest jakiś dziadek oglądający przy barze TV. Po kolejnym kieliszku (to ma chyba z 40 %) pokazujemy mapę, komuś opowiadamy gdzie byliśmy i gdzie jedziemy. Chyba się nieźle bawiliśmy, ale nie pamiętam dokładnie :)
Alibaba - 2015-02-22, 21:05
:
Wreszcie jakieś ciepłe klimaty , to jest to; dzicz , sady oliwne a gdzie nie gdzie drzewo figowe z pysznymi owocami ;-)
Ola - 2015-02-22, 21:14
:
Właśnie znalazłam ten nasz camping na google maps. Internet jest straszny. Przez to jeszcze bardziej tęsknię. Mam dziwne wrażenie, że jeśli wybiorę się kiedyś jeszcze do Hiszpanii, to bardziej będzie mnie ciągnęło do zwiedzenia tych gór niż do Alhambry :) Nic to, piszę dalej....
Ola - 2015-02-22, 22:23
:
Początek października, tyle dni w podróży. Każdy inny. Właściwie każda kolejna godzina przynosi nowe widoki. Na horyzoncie ogromne ruiny - siedziba średniowiecznego zakonu Calatrava. Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy w krainie don Kichota. W około zamki i wiatraki. Zachód słońca oglądamy nad rzeką Jucar, wijącą się między wysokimi ścianami wąwozu. Dziś czeka nas nocna jazda.
Ola - 2015-02-24, 19:38
:
Odcinek prawie ostatni "Droga do domu".


Dopada nas uczucie, że podróż powoli zbliża się do końca. Skończyło się zwiedzanie i odpoczywanie, teraz trzeba się zastanowić jak wrócić do Polski. Trochę jesteśmy daleko i łapie nas chyba lekki stres. Niedawno jeszcze wygrzewaliśmy się na plaży i popijaliśmy zimne piwo nad basenem, a teraz trzeba wymyślić drogę powrotną. Nie każdy dzień był różowy i radosny. Czytam swój dziennik z podróży i pod datą 2.10.2011 napisałam:

"Mało dni się robi. Piotrek denerwuje mnie planowaniem. Raz tniemy, raz leżymy na basenie. A do domu daleko. Na razie czekamy na szczęście. Chce mi się do kibla, a ten gdzieś lata po zapadłej wiosce i liczy, że ktoś kartę do automatu na stacji mu pożyczy. Myślałam, że jadę z doświadczonym kierowcą, a tu nawet mapy nie umie czytać. GPS wszystko. Nawet mi kazał wybierać drogę i zabytki, bo się nie mógł zdecydować czy wybrzeże czy środkowa Hiszpania na powrót. Leży na basenie i żłopie wino, a jak L. i W. napisali, że są już w Barcelonie, to nagle panika, źle policzyłem, mało czasu, tniemy i .... utknęliśmy. Przynajmniej słońce wzeszło. A lis chciał mi kolację wczoraj porwać".

Chyba byłam trochę zirytowana. A wszystko dlatego, że poprzedniego dnia jechaliśmy do oporu po nocy. Dosłownie. To znaczy do momentu jak się skończyła benzyna... Byliśmy na takim zadupiu, że każda kolejna mijana stacja benzynowa była już dawno zamknięta. Nadzieja powoli gasła, więc postanowiliśmy zatrzymać się gdzieś na dziko w krzakach i poczekać na świt. Kici zsiadł z motocykla, zarzucił śpiwór na głowę i zamierza od razu spać. Ja mniej zmęczona (bycie pasażerem na prawdę czasem rozleniwia) zaczęłam jakieś fochy strzelać, że kolacja, że namiot, że w ogóle. Zdążyłam wygrzebać jakieś jedzenie i rozłożyć się z nim na trawie, ale słyszę że coś szeleści w krzakach nieopodal. Świecę latarką, a tam dwa niebieskie punkciki i szpiczasty ryj. Narobiłam wrzasku, jakby nas stado wilków atakowało. Kici zerwał się na ratunek, ale zwierzę nie chciało dać się przegonić. Uparłam się, że nie usnę w takim miejscu, że chcę do cywilizacji. Spakowaliśmy więc manatki na szybko i przeturlaliśmy się na mijaną jakiś kilometr wcześniej stację benzynową. Udało nam się to chyba tylko siłą woli i dla tego, że było z górki, bo benzyny w baku nie było już na pewno. Stacja oczywiście zamknięta, żywej duszy, ale przynajmniej nie było lisów. Prawdopodobnie. Całą noc nie spałam nasłuchując czy coś się nie skrada. Kici chrapał odporny na nocne zwidy. Przed świtem każdy lodowaty cień wydawał mi się zgrają wściekłych lisów łamane na morderczych cyganów z nożami. Tak więc rano, koło 10.00, kiedy nadal nikt nie zjawił się, żeby otworzyć stację, Kici poszedł szukać szczęścia w wiosce obok, a ja siedziałam i pisałam pełne goryczy słowa (Kici wybacz, nawet nie pamiętałam, że tak tą sytuacje przeżyłam i opisałam, uśmiałam się wczoraj jak dotarłam do tych stron dziennika. Uważam, że byłeś bardzo dzielnym kierowcą przez te wszystkie dni :). Najgorsze było poranne odkrycie, że tuż obok nas były drzwi do ogrzewanej i oświetlonej łazienki, w ogóle nie zamkniętej na noc na klucz. Mogłam się tam schować zamiast marznąć na betonie w śpiworze. Zachciało mi się przygód, to teraz miałam ich po dziurki w nosie :) Wreszcie koło 11.00 zjawił się jakiś wyluzowany właściciel z bardzo starym ojcem, którego od razu usadowił na leżaku i z małym kudłatym psem. Zatankowaliśmy i ruszyliśmy w stronę Andory, najdziwniejszego państwa jakie widziałam. Starałam się rozgrzać przez całą drogę, ale i tak na campingu wieczorem czułam, że mam katar.

Wszystko to wynagrodził cały dzień jazdy przez Pireneje. Ciepło. Słonecznie. Zakręty i szerokie asfalty, pełno motocyklistów. Wspomnienia.
Trol - 2015-03-11, 17:41
:
Problemy muszą być , tak już jest .
Potrafic je w taki czy inny sposób rozwiązywać to jest sztuka, a jakie wspomnienia potem :-)
Ola - 2015-03-13, 19:18
:
Czułam się jak truposz następnego dnia :) Ale nie żałuję żadnej godziny z tej wyprawy.
Raviking - 2015-03-15, 19:04
:
Ola napisał/a:
Zachciało mi się przygód, to teraz miałam ich po dziurki w nosie :)


:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Ola - 2015-04-06, 11:29
:
Dobra, czas na odcinek ostatni. Koniec smędzenia, czas w błocie pojeździć. Ale żeby sezon rozpocząć, muszę zakończyć Portugalską przygodę.
Ola - 2015-04-06, 11:46
:
Żegnajcie góry, żegnajcie plaże Portugalii, żegnajcie zamki Hiszpanii. Witaj autostrado do domu. Przez Francję, Niemcy, paskudne Czechy. Witaj zimna, jesienna Polsko. Witajcie ludzie,
którzy nie wiecie jak było. Którzy nie rozumiecie, którzy pytacie "po co wy tak się męczyliście, przecież mogliście samolotem". Witajcie :)
Raviking - 2015-04-06, 12:29
:
ale to już ? tak po prostu ? :shock:
Ola - 2015-04-06, 12:39
:
ano :) Wiosna (prawie), jeździć trzeba, nie czytać :)